Quantcast
Channel: EKO – Styl – StressFree.pl
Viewing all 173 articles
Browse latest View live

Co oznaczają symbole na kosmetykach?

$
0
0
Kobieta ogląda kosmetyk

Oprócz czytania składu chemicznego kosmetyku, warto równie zwrócić uwagę na to, co często pozostaje przez na całkiem ignorowane – symbole graficzne na kosmetykach.

Obrazki, na które zwykle nie zwracamy uwagi, dostarczają również wielu ciekawych informacji. 

Wskazują na długość terminu ważności, sposób badań nad kosmetykiem, informują o jego wpływie na środowisko oraz o surowcach użytych do jego produkcji. Zwacajmy uwagę nie tylko na treść etykiety, ale również na symbole na kosmetykach. Dzięki temu, będziemy mogli naprawdę świadomie robić zakupy.

 
 
 
 
Symbol na opakowaniu kosmetyków
 
 
 
Nie testowane na zwierzętach. Oznacza to, że w fazie badań produkt nie był testowany na zwierzętach. Może on być zastąpiony również literami BWC - Beauty Without Cruelty (piękno bez okrucieństwa) lub napisem  - Not tested on Animals (Nie testowano na zwierzętach).
 
 
 
 
 
 
 
Symbole na kosmetykach
 
 
IHTK - „Króliczek z ochraniającą go dłonią”. Znak organizacji IHTK (Międzynarodowego Związku Producentów Przeciwko Stosowaniu Testów na Zwierzętach w Kosmetyce), walczącej o zakaz testów kosmetyków na zwierzętach. Wszystkie produkty, które spełniają wymagania IHTK, są oznaczane tym symbolem ekologicznym.
 
 
 
 
 
Symbole na kosmetykach
 
 
Symbol otwartego słoika - informuje, jak długo można używać kosmetyku. Obok lub na symbolu słoika podany jest okres trwałości po otwarciu, czyli okres (podany w miesiącach) bezpiecznego stosowania kosmetyku, licząc od jego pierwszego użycia. Pewne produkty nie wymagają podania okresu trwałości po otwarciu, ponieważ nie zachodzi ryzyko pogorszenia ich bezpieczeństwa zdrowotnego po otwarciu opakowania. 
 
 
 
 
 

Symbole na kosmetykach

 
 
 
 
Znak "Dbaj o czystość" (kosz na śmieci) - symbol ten oznacza, że opakowanie powinno trafić do kosza na odpady.
 
 
 
 
 
 
 
 
Symbole na kosmetykach
 
 
 
 
„Ręka na książce” - oznacza, że do opakowania dołączona jest ulotka informacyjna. Ulotka najczęściej zawiera informacje o składzie kosmetyku i ostrzeżeniach związanych z jego stosowaniem.
 
 
 
 
 
 

Symbole na kosmetykach

 

 
 
Dwie strzałki tworzące koło, czyli Gruener Punkt (Zielony punkt) – świadczą o tym, że producent kosmetyku finansowo wspiera budowę i funkcjonowanie systemu recyklingu odpadów.
 
 
 
 
 
 

Symbole na kosmetykach

 

 
 
 
Symbol produktu łatwopalnego. Pojemnik pod ciśnieniem: chronić przed słońcem i temperaturą powyżej 50°. Nie przekłuwać ani nie spalać, także po zużyciu. Należy chronić przed źródłami zapłonu.
 
 
 
 
 
 
Symbole na kosmetykach
 
 
 
 
 
Opakowanie nadaje się do recyklingu.
 
 
 
 
 
 

Symbole na kosmetykach

 

Znak CE oznacza, że wyrób jest zgodny z normami Unii Europejskiej i podstawowym kryterium przyznawania znaku jest bezpieczeństwo i zdrowie użytkownika. Oznaczenie jest obowiązkowe i musi być umieszczone na wyrobie przed wprowadzeniem go na rynek. Towar został wyprodukowany zgodnie z przepisami obowiązującymi w Unii Europejskiej. Obowiązkowy dla ponad dwudziestu grup produktów, w tym urządzeń elektrycznych i zabawek.

 
 

Symbole na kosmetykach

 

 
 
 
Oznaczenie rodzaju materiału, z którego wykonano opakowanie. W tym przypadku – aluminium.   
 
 
 
 
 

Symbole na kosmetykach

 

 
 
Produkt nie zawiera freonów, które niszczą warstwę ozonową, a tym samym przyczyniają się do globalnego ocieplenia klimatu. Oznaczenie może występować w języku angielskim Ozon Friendly (Przyjazny dla ozonu) lub jako CFC free (bez chlorofluorowęglowodorów).
 
 
 
 
 

Symbole na kosmetykach

 

 
 
 
Trójkąt z literkami pod spodem, oznacza rodzaj tworzywa – to symbole materiałów, które podlegają recyklingowi.
 
 
 
 
 
 
Na opakowaniach kosmetyków możemy spotkać także wiele innych symboli - certyfikatów przyznawanych przez różne państwa i organizacje międzynarodowe. Wśród nich m.in.:
 

Symbole na kosmetykach

 

Produkt ekologiczny "Eko-znak" mogą otrzymywać wyroby polskie i zagraniczne niepowodujące negatywnych skutków dla środowiska oraz spełniające ustalone kryteria dotyczące ochrony zdrowia, środowiska i ekonomicznego wykorzystania zasobów naturalnych w trakcie całego cyklu życia wyrobu. 
 
 
 
 
 
 
 

Symbole na kosmetykach

 

Ecolabel (zwany też Stokrotką lub Margerytką) - znak ekologiczny ustanowiony przez Komisję Europejską w 1992 roku jest głównym europejskim wyróżnieniem przyznawanym wyrobom spełniającym wyższe normy środowiskowe. Aby otrzymać ten znak produkty lub usługi muszą spełniać ekologiczne normy podczas projektowania, produkcji, sprzedaży, użytkowania i utylizacji. 

 
 
 
 
 

Symbole na kosmetykach

 

BDIH - znak ekologiczny - do produkcji kosmetyków zostały użyte tylko surowce naturalne, typu: oleje roślinne, ekstrakty ziołowe, olejki eteryczne i substancje zapachowe pochodzące z kontrolowanych upraw ekologicznych lub dzikich zbiorów. Symbol ten na opakowaniu jest gwarancją kontrolowanego czysto-biologicznego produktu kosmetycznego, który jest przyjazny zarówno dla skóry jak i dla środowiska naturalnego.
 
 
 
 
 
 

Symbole na kosmetykach

 

Błękitny Anioł - znak ekologiczny wymyślony przez niemieckie Ministerstwo Środowiska. Jest najstarszym oznaczeniem ekologicznym tego typu na świecie. O przyznaniu eko-znaku decydują m.in. oszczędność w zużyciu energii, wpływ zastosowanych materiałów na środowisko i możliwości przetworzenia produktu. 

 
 
 
 
 
 
 
Symbole na kosmetykach
 
 
 

Jeżeli produkt posiada ten symbol oznacza to, że żaden ze składników użytych do jego produkcji nie jest pochodzenia zwierzęcego. Symbol ten jest znakiem handlowym należącym do Towarzystwa Wegańskiego - organizacji działającej w Wielkiej Brytanii i promującej weganizm.

 
 
 
 
 
Symbole na kosmetykach
 

Od 2002 roku firma Ecocert zajmuje się kontrolowaniem jakości kosmetyków ekologicznych. Kupując produkt z tym znaczkiem masz pewność, że są one na pewno ekologiczne i zrobione z surowców naturalnych (m.in. nie testowane na zwierzętach, bez surowców modyfikowanych genetycznie, bez syntetycznych substancji zapachowych i barwiących, bez sztucznych tłuszczy, olejów, silikonów, parafiny i innych substancji uzyskiwanych przy destylacji ropy naftowej, bez emulgatorów PEG (Polyethylene glycol, glikol polietylenowy).  Ecocert wymaga, aby na każdym produkcie z tym certyfikatem podana była ilość składników pochodzenia naturalnego oraz ilość składników pochodzących z kontrolowanych upraw ekologicznych.

 

 
Oprócz nich, zauważyć możesz również na opakowaniu:
 
- ISO - norma, która daje gwarancję, iż wyroby dostarczane do klienta są wysokiej jakości i spełniają jego wymagania. 
- symbol przedstawiający oko, który świadczy o tym, że kosmetyk był przebadany okulistycznie.
- znak "e" - podawany jest przy zawartości nominalnej produktu [g] lub [ml] i informuje, że producent skorzystał z systemu kontroli wagi lub objętości na etapie produkcyjnym.
 

Dlaczego żywność ekologiczna jest droga?

$
0
0
pomidory, jabłka, ogórki

Sięgając na półkę z produktami ekologicznymi, zwykle dostrzegamy dość spore różnice cenowe w porównaniu z innymi, standardowymi produktami. Z jednej strony, chcielibyśmy się zdrowo odżywiać, a z drugiej odstraszają nas nieco koszty.

Żywność ekologiczna to produkty wytworzone metodami rolnictwa ekologicznego z zachowaniem dbałości o wyeliminowanie substancji chemicznych typu – nawozy sztuczne i pestycydy; z wykluczeniem antybiotyków, hormonów wzrostu i genetycznie modyfikowanych organizmów (GMO). Celem tego rodzaju produkcji jest zarówno ochrona zdrowia społeczeństwa, jak i poszanowanie środowiska naturalnego oraz zwierząt. W Unii Europejskiej produkcja takiej żywności jest regulowana specjalnym rozporządzeniem, które od maja 2004 obowiązuje również w Polsce. Produkt ekologiczny, to nie tylko nazwa, lecz specjalny certyfikat poświadczający, że przy jego produkcji spełniono wszelkie drobiazgowe wymogi.
 
W pewnej mierze utarło się przekonanie, że ekologiczna żywność, to coś z „górnej półki”, towar ekskluzywny, głównie dla majętnych, którym wszystko jedno, czy zapłacą o te klika złotych więcej, czy mniej. Zwykły „Kowalski” stając przed wyborem „drogie ekologiczne, czy z produkcji masowej, a tanie” dwa razy się zastanowi i zwykle wybierze tańszy odpowiednik, myśląc w duchu - „Dlaczego to takie drogie, czy jabłka na ten sok były ze złota?”.

Dlaczego żywność ekologiczna jest droga? 

Jabłka na sok może nie były ze złota, jednak produkcja żywności ekologicznej rządzi się zupełnie innymi prawami, niż ma to miejsce w przypadku wytwarzania większości produktów spożywczych dostępnych na rynku. 

Logo eko-rolnicze UE

Rolnictwo ekologiczne podlega skrupulatnej kontroli i ocenie, jest to proces wymagający sporych nakładów czasu i środków. Każdy producent żywności ekologicznej musi przestrzegać ścisłych norm, począwszy od produkcji, przygotowania, a na dystrybucji skończywszy. Funkcjonowanie systemu kontroli i certyfikacji w rolnictwie ekologicznym jest podstawowym gwarantem tego, że środki spożywcze znajdujące się na rynku i oznaczone jako ekologiczne - wyprodukowane zostały zgodnie z obowiązującymi przepisami dotyczącymi rolnictwa ekologicznego i są wolne od zanieczyszczeń, takich jak: pozostałości środków ochrony roślin i hormonów, a podczas ich produkcji nie stosowano nawozów sztucznych i organizmów zmodyfikowanych genetycznie. Producenci i przetwórcy żywności ekologicznej mają obowiązek oznaczenia swoich produktów certyfikatami. W Polsce obecnie stosowane są  certyfikaty 11 firm, między innymi: Agrobiotest, Bioeksperta, Biocert, Ekogwarancja PTRE, Cobico i PNG.
 
Aby móc starać się np. o certyfikat Agrobiotes producent musi zrezygnować m.in. z  grupy substancji dodatkowych typu: sztuczne barwniki, konserwanty, przeciwutleniacze, antybiotyki, sztuczne substancje słodzące, substancje wzmacniające smak i zapach, substancje wybielające, rozpuszczalniki ekstrakcyjne i inne substancje pochodzące z syntezy chemicznej, to zaś przekłada się na bardziej kosztowny sposób produkcji, krótsze terminy przydatności itp. - rośnie cena produktu. Jeśli chodzi o chów zwierząt, to również podlega on szeregowi zasad, które wpływają na cenę uzyskiwanego później mięsa m.in. kładzie się nacisk na to, by pasze wytwarzane były w gospodarstwie lub pozyskiwane z innych gospodarstw ekologicznych. W żywieniu zwierząt wyklucza się pasze przemysłowe, zawierające syntetyczne dodatki paszowe. Warunki chowu i utrzymania zwierząt muszą być zgodne z ich wymaganiami gatunkowymi. Regułą jest wychów pastwiskowy latem i dostęp do wybiegów zimą: zwierzęta muszą mieć możliwość ruchu na powietrzu, budynkach zaś, odpowiednią ilość miejsca, stały dostęp do wody i pasz, wystarczającą ilość światła i naturalną ściółkę.
 
Produkty ekologiczne są wolne od skażenia pestycydami, co ma ogromny wpływ na ich cenę. Użycie środków ochrony roślin wpływa znacząco na ilość i jakość plonów. Ogranicza się w ten sposób straty, do jakich mogłoby dojść na skutek chorób i szkodników pustoszących uprawy oraz stymuluje jakość i ilość zbiorów. Powstałe w następstwie tego owoce i warzywa, są sprzedawane po niskich kosztach, co przekłada się również na późniejszą cenę produktów z nich wytworzonych. Jeśli np. truskawki są tanie - dżem z nich również będzie miał konkurencyjną cenę. I producentowi owoców i dżemu będzie się to opłacało.
 
Co jednak, gdy nie zastosujemy pestycydów? Plon będzie mniejszy, gorszej jakości, wzrośnie ryzyko strat - mimo sporych nakładów czasu i pracy nie otrzyma się takich efektów, jak przy zastosowaniu środków ochrony roślin. Osiągnięty w ten sposób produkt, będzie zdrowy dla naszego organizmu, jednak koszt jego produkcji będzie znaczny wyższy, niż gdyby uprawy były chronione i stymulowane substancjami chemicznymi.  
 
Rolnictwo ekologiczne, to dziś domena głównie małych gospodarstw, które specjalizują się w produkcji np. malin, jabłek, wytwarzają miód, naturalne sery, przetwory z owoców i warzyw, jajka, mleko. Odbywa się to często na zasadzie manufaktury - opierając się na pracy rąk ludzkich, a nie maszyn przemysłowych. Produkcja jest czasochłonna; w efekcie powstaje jedzenie doskonałej jakości, jednak jest go mało. Cena jest wyższa, bo nie tylko muszą się zwrócić koszty, ale również pojawić zysk, dzięki któremu rolnik będzie mógł się utrzymać.

Ekologiczna żywność - z nadzieją w przyszłość

Żywność ekologiczna to zdrowe paliwo dla naszych organizmów. Bez chemii, sztucznych dodatków, wytwarzane z poszanowaniem środowiska i bez znęcania się nad zwierzętami hodowlanymi. Miejmy nadzieję, że coraz więcej osób będzie chciało się w nią zaopatrywać. Im większa popyt, tym większa podaż. Jeśli pojawi się więcej producentów, zwiększy się jej dostępność i obniżą ceny (sklepy narzucają wysokie marże, produkty eko traktowane są jako towar ekskluzywny, szczególnie w dużych miastach). 
 
Dane udostępniane przez Ministerstwo Rolnictwa i Rozwoju Wsi mogą napawać optymizmem w tej kwestii, wskazują bowiem na wzrost liczby przetwórni i gospodarstw produkujących żywność ekologiczną - „Szybki rozwój sektora rolnictwa ekologicznego znajduje odzwierciedlenie we wzroście podaży wysokojakościowych produktów rolnictwa ekologicznego. W 2004 r. kontrolą objętych było 3 760 gospodarstw o powierzchni 82 730 ha, a w 2010 r. było to już 20 956 gospodarstw o powierzchni 518 527 ha. Liczba przetwórni wzrosła z 55 do 293. W Polsce udział rolnictwa ekologicznego w całkowitej powierzchni upraw rolnych w 2002 roku wynosił zaledwie około 0,3%, podczas gdy średnia w państwach "starej unii" wynosiła 3,3%. Obecnie udział powierzchni ekologicznej w Polce wzrósł do 2,8%. Pochodną wzrostu tego sektora rolnictwa jest wzrost liczby jednostek certyfikujących odpowiedzialnych za kontrolę i certyfikację. W 2010 r. takie kontrole przeprowadzało 10 upoważnionych jednostek certyfikujących”. 
 
Jeśli odstraszają was ceny ze sklepów ze zdrową żywnością (marża bywa wyższa, niż gdzie indziej), rozejrzyjcie się na pułkach w supermarkecie (wydzielone, specjalne stoiska), w sklepach internetowych lub popytajcie znajomych, czy nie znają rolników, produkujących eko-żywność. Doskonałym rozwiązaniem dla wszystkich, którzy dysponując choćby małym ogródkiem jest sadzenie własnych warzyw - przez sezon letni można je wykorzystywać na bieżąco, na zimę zaś zrobić przetwory. Tym sposobem sami staniecie się "producentem" żywności ekologicznej.
 
 
PS. A teraz zobaczcie jak wyglądają warzywa i owoce, gdy nie zastosujemy żadnych nawozów i środków ochrony roślin. Na przykładzie jabłoni przekonacie się, jak choroby mogą ograniczyć ilość zbiorów... 

[gallery link="file" columns="9"]

 

W oparciu o:
http://www.rolnictwoekologiczne.org.pl
http://ec.europa.eu/agriculture/organic/organic-farming_pl
http://www.minrol.gov.pl/pol/Jakosc-zywnosci/Rolnictwo-ekologiczne
http://www.agrobiotest.pl
 

Permakultura – z troską o naturę i człowieka

$
0
0
Roślina w dłoniach

Przywykliśmy do tego, żeby brać, eksploatować i korzystać ze wszystkiego, co nas otacza. Ciemiężymy naturę, wychodząc z założenia - „Nam się należy, bierzmy ile się da”. Bez szacunku, litości, zachowania zdrowego rozsądku, niszczymy wszystko, jednocześnie podcinając gałąź, na której siedzimy.

Gleba, powietrze, woda - otrzymujemy je w darze, przychodząc na ten świat. Niczym rozkapryszone dziecko, nie doceniamy prezentu, tłuczemy nim o podłogę, wyrywamy części, by później mieć pretensje - "Dlaczego nie działa, dlaczego nie jest piękne?".  
 
Pestycydy, grabieżcza eksploatacja ziemi, dostosowywanie ukształtowania terenu pod własne gusta (bez zwracania uwagi na skutki tego, dla całego ekosystemu) - cena jaką płaci za nasze postępowanie środowisko, nie ma znaczenia, bo przecież najważniejsze, żebyśmy otrzymywali dużo, szybko i zgodnie z naszym widzimisię. Nastawieni na zyski, zabijamy to, co utrzymuje nas przy życiu.

Permakultura - odpowiedzialna troska

Zdając sobie sprawę jak ważne jest mądre podejście do środowiska naturalnego, szczególnie  w kontekście rolnictwa, upraw, produkcji żywności - wiele osób poszukuje sposobu na zachowanie harmonii w relacji człowiek-natura. Doskonałą receptą na osiągnięcie tego, wydaje się wcielanie w życie zasad permakultury.
 
Termin permakultura został wprowadzony w roku 1970 przez australijskiego naukowca Bill'a Mollison'a, który wraz z drugim Australijczykiem, ekologiem David'em Holmgren'em, opracował definicję konceptu permakultury i określił jego trzy filary: troskę o ziemię (care for the earth), troskę o ludzi (care for people), sprawiedliwą wymianę (fair sharing). 
"Permakultura jest świadomym planowaniem i utrzymywaniem wydajnych ekosystemów rolniczych, które charakteryzują się różnorodnością, stabilnością, oraz zdolnością do naturalnej regeneracji. Stanowi ona harmonijną integrację krajobrazu z działalnością człowieka w celu zapewnienia pożywienia, energii, schronienia, oraz innych jego potrzeb materialnych i kulturalnych w samowystarczalny sposób (nie wymagający zewnętrznej infrastruktury)". Bill Mollison - z książki "Permaculture a Designers Manual".

Z założenia celem permakultury jest świadome użytkowanie ziemi, tworzenie naturalnych krajobrazów, w których są wytwarzane produkty żywnościowe i powstają samowystarczalne siedliska ludzkie. Chodzi o to, aby nie wpływając negatywnie na przyrodę, żyjąc z nią w "zgodzie", wytwarzać  żywność, odnawialną energię, tworzyć przyjazne dla zdrowia budowle, warunki bytowe oraz sprawnie funkcjonujące ekosystemy, zapewniające bioróżnorodność. Wszystko to, dzięki naśladowaniu cykli i rytmów natury. Jednym zdaniem postępowanie z zasadami permakultury, to działanie w zgodzie z naturą, a nie przeciwko niej. Tak, by czerpać z ziemi nie więcej, niż możemy jej dać. 

Idea permakultury odwołuje się nie tylko do bioróżnorodności środowiska naturalnego, kreując jego obfitość, ale również nawołuje do szacunku dla różnorodności kulturowej i obyczajowej. Ogrody, lasy, sady i inne miejsca zaprojektowane zgodnie z zasadami permakultury uzyskują stabilność, różnorodność oraz odporność charakterystyczną dla naturalnych ekosystemów. Wszystkie te założenia spełniane są dzięki wcieleniu w życie zasady, że współpraca z naturą bardziej się opłaca, niż walka z nią. 

kompostownikChcąc żyć w zgodzie z zasadami permakultury warto m.in.:

- uprawiać warzywa w przydomowym ogrodzie, nie używając środków ochrony roślin, sztucznych nawozów. Ziemi nie należny przekopywać. Nie okopuje się również roślin, aby nie niszczyć mikroorganizmów; stosuje się natomiast specjalną ściółkę, która zapobiega wysuszaniu gleby oraz ją wzbogaca. (Patrz film poniżej) Poprzez odpowiednie grupowanie i dobór roślin zapewnia się uprawom ochronę przed szkodnikami i lepszy wzrost.
- założyć kompostownik, dzięki któremu uzyskasz naturalny nawóz dla roślin.
- ustawić w ogrodzie zbiornik, który będzie gromadził wodę deszczową (będziesz mógł nią podlewać kwiaty i warzywa w upalne dni).
- założyć oczko wodne w ogrodzie.

Wśród innych rozwiązań, które również można zastosować w swoim otoczeniu (jak sugeruje serwis Wegelandia) są: baterie słoneczne, elektrownie wiatrowe i wodne, toalety kompostujące, słoneczne szklarnie, domy energooszczędne, domy z gliny i słomy, suszenie odzieży oraz żywności (np. owoców) na słońcu.
 
Wodę spróbujcie ogrzewać na słońcu (np. w czarnych kanistrach), wodę z mycia bądź prania odzyskiwać i wykorzystywać ponownie (np. do spłukiwania w toaletach), zaś do ogrzania domu (za pomocą pieca) można używać chrustu i innych ekologicznych "odpadów" (np. wysuszonych skórek z owoców czy warzyw - mandarynek, bananów itd.). 

Jak sadzić warzywa w zgodzie z zasadą permakultury?

 

 

Zasady permakultury

We wzajemnej harmonii

Permakultura to sposób, w jaki należy traktować naturę, aby optymalnie z niej korzystać - jednocześnie nie przyczyniając się do jej dewastacji (również w zakresie projektowania domu, ogrodu, wykorzystywania odnawialnych źródeł energii itp.). Warto żyć w zgodzie z zasadami permakultury, bo tylko wzięcie odpowiedzialności za nasze czyny, za wpływ jaki wywieramy na otoczenie, może zapewnić nam i przyszłym pokoleniom czyste powietrze, zdrową żywności i bezpieczne warunki do życia. Pamiętajmy o tym, że z "Pustego i Salomon nie naleje" - jeśli doprowadzimy do degradacji gleby, zatrucia wody i powietrza, to nie tylko przyroda ucierpi - jej  tragedia, stanie się naszą tragedią. Jeśli ziemia nie urodzi, my nie zjemy. Jeśli woda będzie zatruta, nie będziemy mieli czym ukoić pragnienia. Człowiek musi nauczyć się żyć w harmonii z przyrodą, bo inaczej ludzkości grozi zagłada.

 

Źródła: 
Magdalena Kostulska, Permakultura, system projektowania i realizacji życia w zgodzie z naturą, Slow life, lipiec/sierpień 2012
Co to jest permakultura? http://permakultura.com.pl
Permakultura - co to takiego? http://ekoistka.pl/ekoistkapl/permakultura-co-to-takiego.html
Permakultura, http://wegelandia.webs.com
Stowarzyszenie Bioregion, http://www.nawschodzie.pl/pkult.html

 

Nanotechnologia w żywności – kolejne modyfikacje jedzenia

$
0
0
Nanotechnologia w żywności

Miliardy maleńkich robotów, które wnikną do organizmu i naprawią uszkodzone tkanki, usuną nowotwory i inne choroby, pozwolą zachować młodość. Marzenie ludzkości, przewijające się w wielu filmach. Nie tylko tych z happy endem, ale również katastroficznych, gdzie nanoroboty oszalały i zabrały się za przekształcanie świata, według własnego planu. 

Być może jeszcze o tym nie wiecie, ale fikcja zaczyna przybierać coraz realniejszą postać… Nanotechnologia stała się bowiem w ostatnich latach jedną z najbardziej rozwijających się dziedzin wiedzy. Czym jest nanotechnologia? - to ogólna nazwa całego zestawu technik i sposobów tworzenia rozmaitych struktur o rozmiarach nanomoletrycznych (od 0,1 do 100 nanometrów). Innymi słowy polega ona na manipulowaniu materią na poziomie atomów i molekuł.
 
Cząstka materii wielkości do stu nanometrów (jeden nanometr stanowi dziesięciomiliardową część metra) tworzy nanocząstkę. Nanocząsteczki składają się z atomów, które pod wpływem specjalnie stworzonych warunków (wysokie ciśnienie lub temperatura), zostają związane w inny sposób, niż łączą się w środowisku naturalnym. Nowa struktura przekłada się na zupełnie nowe właściwości fizyczne, umożliwiające nieznane dotąd zastosowania tak powstałych materiałów. 
 
Nanocząsteczki są już obecne w wielu produktach, które możemy znaleźć na półkach supermarketów. Wśród nich można wymienić m.in. przezroczyste filtry przeciwsłoneczne, materiały i powłoki odpychające plamy i brud, długotrwałe farby i lakiery do mebli, a nawet niektóre produkty spożywcze. Prowadzone są ciągle liczne badania nad nowymi przedmiotami - m.in. naukowcy chcą wytworzyć niebrudzące się ubrania, trwalsze włókna, wydajniejsze baterie, paliwa, nowe kompozyty, bardziej wytrzymałe narzędzia, bezpieczniejsze ubrania. Wiele zastosowań nanotechnologia znajduje w medycynie (np. transportowanie lekarstw, wykrywanie i przeciwdziałanie komórkom rakowym, wspomaganie w odczytach rentgenowskich).

Nanotechnologia w żywności – kierunki rozwoju

Pięknie to brzmi - ogrom korzyści, szans i możliwości. Tylko się cieszyć? Niestety nie… Są bowiem i zagrożenia… Do niedawna wiele kontrowersji wzbudzało i nadal wzbudza genetyczne modyfikowanie żywności (GMO). Dziś pojawia się kolejny „wróg” każdego, kto chce spożywać „prawdziwe, zwykłe”, zdrowe jedzenie - nanotechnologia w żywności. Wprowadzenie na rynek produktów żywnościowych, wytworzonych z wykorzystaniem tak słabo przebadanej technologii jest czymś wręcz szokującym i wołającym o głośny akt protestu nas wszystkich. 
 
Warto podkreślić, że żywność wytworzona z zastosowaniem nanotechnologii zaczęła się już pokazywać na półkach naszych sklepów - bez odpowiedniego oznakowania, gdyż nie ma odpowiednich, regulujących tego przepisów. 
 
W badaniach dotyczących nanotechnologii w żywności wyróżniamy cztery podstawowe kierunki - warto im się bliżej przyjrzeć, by zrozumieć jak szeroki będzie miała/ma zakres oddziaływania na nasz pokarm i środowisko: 
 
  • nanomodyfikacja nasion i nawozów/pestycydów - m.in. w celu przekształcenia DNA nasion w sposób, który pozwoli uzyskiwać rośliny o zupełnie innych własnościach, np. o innym kolorze, okresie wegetacji. Nanosensory umożliwią wzrost roślin, zapewnią odpowiedni poziom pH, właściwe składniki odżywcze, wilgotność oraz ochronę przed szkodnikami lub chorobami.
     
  • wzmacnianie („fortyfikacja") i modyfikacja żywności - naukowcy pracują nad wzmocnieniem przetworzonej żywności przy pomocy nanoskładników pokarmowych umieszczanych w kapsułkach. Jej wygląd i smak mają być poprawiane przy pomocy kolorów uzyskiwanych z wykorzystaniem nanotechnologii, a występujący w niej tłuszcz i cukier usunięty lub zneutralizowany przy pomocy nanomodyfikacji. 
     
  • interaktywna, „inteligentna" żywność - pojawi się możliwość tego, że żywność będzie wchodzić w interakcję z konsumentami i zmieniać w zależności od ich indywidualnych upodobań kolor, smak lub składniki odżywcze w danym produkcie (domowa kuchenka mikrofalowa może być wykorzystana do rozpoczęcia takiego procesu).
     
  • „inteligentne” opakowania żywności i jej śledzenie - nanotechnologia w znaczny sposób wydłuży okres trwałości żywności. W opracowaniu są „inteligentne" opakowania, które będą zdolne wykryć proces psucia się żywności i wydłużyć czas jej trwałości. Wprowadzone do produktów żywnościowych w postaci malutkich chipów nanosensory mają działać również, jako elektroniczne kody kreskowe. Emitowany przez nie sygnał pozwoli śledzić żywność w trakcie całego procesu jej produkcji (z pola do fabryki, a potem do supermarketu i dalej). 

Modyfikacje jedzenia - tykająca bomba

Wielkie koncerny zacierają ręce: nanotechnologia pozwoli poprawiać wygląd produktów żywnościowych, wydłużać czas przydatności do spożycia, wpływać na jakość i ilość plonów. Żywność pozostanie świeża przez dłuższy czas, będzie mniej wrażliwa na ciepło i uodporni się na uszkodzenia w czasie transportu. To tylko niewielka część możliwości, które w ogromy sposób podniosą zyski. Czy myślicie, że zważywszy na to, ktoś będzie się przejmował naszym zdrowiem? Obecnie za kilka złotych ludzie myją wędliny środkami chemicznymi, dodają do nich zepsute mięso; owoce i warzywa są pryskane dużymi dawkami pestycydów - najważniejsze, żeby zarobić; im więcej tym lepiej, bez zwracania uwagi na konsekwencje. W obliczu miliardowych zysków, nie możemy liczyć na to, że producenci wezmą pod uwagę dobro zwykłego Kowalskiego. Sami musimy się upomnieć o to!
 
Zastanówcie się, jak można ludziom oferować wyprodukowane w ten sposób produkty żywnościowe, nie wiedząc dokładnie jak nanocząsteczki wpływają na organizm ludzki? Jak można karmić nas czymś, co nie wiadomo, jakie efekty wywoła? Rozwijająca się dziś tak szybko nanotechnologia jest dziedziną stosunkowo młodą. Nanocząsteczki w przemyśle spożywczym pojawiły się dość niedawno i nie ma jeszcze dokładnych badań nad ich wpływem na życie i zdrowie ludzi, na środowisko.
 
Dodawanie nanomateriałów do żywności nie jest wolne od zagrożeń. Nanomateriały są taka małe, że mogą pokonać bariery takie jak nabłonek jelita i przeniknąć do krwioobiegu, stamtąd zaś do różnych organów i się w nich gromadzić. Potrzebnych jest dużo więcej badań, aby zrozumieć, w jaki sposób nanocząsteczki poruszają się po organizmie oraz jakie testy należy przeprowadzać w celu określenia ich toksyczność. Na dzień dzisiejszy wiadomo, że nanocząstki są reaktywniejsze, mobilniejsze i że istnieje większe prawdopodobieństwo ich toksyczności dla ludzi i środowiska, niż ma to miejsce w przypadku większych cząsteczek. Wstępne ustalenia naukowe wykazały, że wiele rodzajów nanocząstek może prowadzić do wzrostu stresu oksydacyjnego, który prowadzi do formowania wolnych rodników zdolnych do wywoływania raka, mutacji DNA, a nawet śmierci komórek. 
 
Koncerny spożywcze nie przyznają się do stosowania nanocząsteczek ze względu na rosnące obawy związane z ich szkodliwością. Brak odpowiednich przepisów i regulacji odnośnie oznakowań takich produktów, ułatwia im pozostawianie konsumentów w „błogiej nieświadomości”.

Mamy prawo wiedzieć, co jemy

Mam już dość skrupulatnego czytania etykiet i zastanawiania się, w którym miejscu kłamie producent. Mam dość śmietany, w której jest więcej dodatków, niż śmietany. Soków, które nie są sokami, tylko wodą z barwnikiem. Serów, które trudno powiedzieć z czego są, bo trzeba by nosić słownik ze sobą. Świat zwariował. Czy tak trudno zrozumieć, że to nie jest żadna fanaberia - tylko prawo każdego człowieka do świadomego wyboru tego, co je? Że mogę oczekiwać produktu, który mi nie będzie szkodził, który może nie jest idealny, ale za to zdrowy, bez ulepszaczy, poprawiaczy i całej tej tablicy E dodatków, mazideł dla połysku, farbek dla koloru…. 
 
Dlaczego prawo do decydowania o tym, co chcę mieć na talerzu, jest nam odbierane poprzez niejasne etykiety na produktach, milczenie o sposobie produkcji, oszukiwanie na składnikach i dodawanie takich, które nam szkodzą (bo tylko zysk się liczy)? Nie potrzebuję wmawiania mi, że będzie taniej, zaoszczędzę itp… Przecież jestem tym, co jem. Wszystko odbija się na moim organizmie, jeśli nie dam teraz tych kilku złotych za dobry produkt, to zapłacę znacznie więcej za chwilę - chorobami, spadkiem odporności, krótszym życiem. Nie uporaliśmy się jeszcze z wpływem żywności GMO na nasze zdrowie, a już wchodzi kolejny „cudowny” pomysł na to, jak „ubogacić” nasze talerze. 
 
Nie możemy pozostać bezczynni. Jeśli opinia publiczna nie wyrazi swojego sprzeciwu wobec traktowaniu nas jak króliki doświadczalne - wszyscy poniesiemy tego tragiczne konsekwencje. Nanotechnologia daje wiele możliwości, jednak czy dążenie do rozwoju nauki i chęć zysku wielkich korporacji ma się odbyć kosztem naszej planety i nas wszystkich?

Wspieraj eko-rolnictwo, kupuj eko-żywność

Twój głos i Twoja postawa również się liczą. Rozmawiaj w gronie rodziny i przyjaciół o tym, jaki wpływ na zdrowie ma żywność. Jak negatywnie odbija się na nim jedzenie produktów wysoko przetworzonych, GMO, a teraz jeszcze tych, powstałych z wykorzystaniem nanotechnologii. Powiedz NIE truciu Ciebie i Twoich bliskich. Jeśli tylko masz taką możliwość kupuj żywność organiczną u sprawdzonych dostawców, rolników. Uprawiaj własne warzywa, owoce i zioła. Dokładnie sprawdzaj etykiety na produktach. Zwracaj uwagę, czy dany producent żywności jasno określa swoje stanowisko wobec nanotechnologii. Dziś może nie jest to jeszcze na porządku dziennym, jednak niedługo firmy będą „chwaliły” się tym, że są eko i nanotechnologii nie wykorzystują. 
 
Ponieważ modyfikacje jedzenia z wykorzystaniem nanotechnologii są czymś dopiero rodzącym się, nie ma jeszcze odpowiednich przepisów, które by nas chroniły. Popierajmy więc wszelkie akcje, które mają na celu wymóc na władzach stworzenie odpowiednich regulacji prawnych w tym zakresie. 

Jeśli teraz nie będziemy walczyć o zdrową żywność i środowisko - za chwilę może być za późno. Tylko świadome zakupy i konsekwentne domaganie się poszanowania naszego prawa do zdrowego jedzenia, może uratować nas przed katastrofą nieprzewidzianych skutków zastosowania nanotechnologii w żywności.


Źródła:
Jakub Tomczak, Zagrożenia wypływające z nanotechnologii, http://www.nanonet.pl/index.php/nanobiznes/nanoryzyka/70-zagroenia-wyplywajce-z-nanotechnologii
Georgia Miller, Nowy atak na holistyczne rolnictwo, „Nexus”, NR 2 (64), przełożył Jerzy Florczykowski, http://prawda2.info/viewtopic.php?t=7146
Nanocząstki na widelcu, http://www.nanonet.pl/index.php/nanobiznes/nanoryzyka/1342-nanoczsteczki-na-widelcu
Mark Morrison, Raport Komitetu d/s Nauki i Technologii przy brytyjskiej Izbie Lordów w sprawie zastosowania nanotechnologii w sektorze żywnościowym, tłumaczenie Ewa Lockard,  http://www.nanonet.pl/index.php/nanobiznes/nanoryzyka/1691-wielka-brytania-nanotechnologie-w-sektorze-ywnociowym (dotyczące badań przeprowadzonych w 2009 roku w sprawie zastosowania nanotechnologii w sektorze żywnościowym)
Zalety i wady nanożywności, http://www.nanonet.pl/index.php/nanobiznes/nanoryzyka/1395-zalety-i-wady-nanoywnoci
Więcej artykułów o nano - zagrożeniach: Fundacja Wspierania Nanonauk i Nanotechnologii Nanonet http://www.nanonet.pl/index.php?option=com_content&task=category&sectionid=6&id=63&Itemid=77

 

Ekologiczna żywność – w poszukaniu lokalnego eko-rolnika

$
0
0
papryka

Jeszcze nie tak dawno temu, gdybyśmy zapytali dziecka skąd się bierze jedzenie odpowiedziałoby, że mama je robi, ze spiżarni, ogrodu i ewentualnie ze sklepu. Dziś pytając o to samo, zwykle otrzymamy jedną odpowiedź - z supermarketu, sklepowej półki.

Produkcja jedzenia przestała być częścią życia większości z nas. Kiszenie kapusty w wielkich beczkach, która śmierdzi na cały dom, zbieranie jabłek na zimę, suszenie gruszek na kompot oraz kopru i pietruszki, żeby były do zupy, dziesiątki kompotów, sałatek, soków i innych przetworów czekających na zimową, ciężką porę - kto z nas, to praktykuje w swoim domu? Zmieniły się czasy, zima przestała przerażać, bo zawsze gdzieś obok jest sklep. Ograniczamy się głównie do podgrzania, zmieszania, połączenia zawartości jednego słoiczka z tym, co znajduje się w drugim - tak jest szybciej.
 
Przestaliśmy się skupiać na zapewnieniu sobie żywności w dosłownym tego słowa znaczeniu. Dziś koncentrujemy się na pracy, która da nam pieniądze na to jedzenie. Z producentów, którzy zaopatrywali własne spiżarnie, staliśmy się konsumentami, którzy nie dość, że na zapasy miejsca w domu już nie mają, to jeszcze nie widzą potrzeby składowania czegokolwiek - po co? Jeśli zabraknie „Skoczę do sklepu”. Widzę sama po sobie, że kupuję tyle, ile zjem, bo nie mam gdzie przechowywać, bo wychodzę z założenia, że kupię sobie później, po co „ma mi leżeć”.

Uzależnienie od sklepów

Moje jedzenie pochodzi tylko i wyłącznie ze sklepu, nie produkuję niczego… Gdyby sobie zdać sprawę z zagrożeń takiego stanu rzeczy, można by się nieco zestresować. Nie produkuję jedzenia, nie przechowuję go, kupuję tyle, żeby starczyło z dnia na dzień - gdyby tak nagle wszystkie supermarkety i sklepy zniknęły z powierzchni ziemi… to, co bym jadła? Myśl z pozoru wydaje się nieco z gatunku sf, ale warto się nad tym zastanowić. Wystarczy większy kryzys na świecie, konflikt zbrojny, nieprzewidziany kataklizm, przerywy w dostawie energii, żeby ze sklepów jedzenie zniknęło w kilkanaście godzin. Wszystkich pragnących pogłębić ten temat odsyłam do książki Marcina Popkiewicza - "Świat na rozdrożu", w której autor w przejrzysty sposób pokazuje, jakie konsekwencje nam grożą w sytuacji ograniczenia dostępu do paliw kopalnianych. [W książce czytamy m.in  "Wiele wskazuje na to, że kryzys naftowy (lub szerzej kryzys zasobów lub granic wzrostu) ujawni się, jako kryzys finansowy.[...] To oznacza, że wszystkie banki stracą płynność i ogłoszą niewypłacalność. Załamanie się systemu usług bankowych nie tylko wywołałoby kryzys finansowy, ale również doprowadziłoby do paraliżu łańcuchów dostaw. Na jak długo wystarczyłoby jedzenia w supermarketach? Na jak długo wystarczyłoby gotówki?"]
 
Przyglądając się temu, jak wygląda dziś życie można zauważyć, że uzależniliśmy się od sklepów. Wyręczają nas one w przechowywaniu jedzenia w czasie, gdy my ciężko pracujemy, by móc przyjść i je kupić. 
 
Najgorsze w tym wszystkim jest jednak to, że kiedyś wiedzieliśmy, co mamy na talerzu, bo od początku do końca doglądaliśmy procesu powstawania żywności. Teraz kupujemy byle było ładnie zapakowane, w estetycznym kolorze i odpowiedniej cenie. Mimo że coraz więcej osób zaczyna przykładać wagę do składów produktów, większość z nas kupuje to, co się nawinie pod rękę. Przyznam się szczerze, że miałam wczoraj ochotę na koreczki śledziowe - po wydreptaniu ścieżki wzdłuż regałów supermarketu, wzięciu do ręki z 15 pudełeczek i przeczytaniu etykiet, uznałam, że jednak zjem coś innego, bo nie mam ochoty na taką puszkę chemii. Aż dziw bierze, jak w takim małym pudełeczku można tyle substancji chemicznych zmieścić, mimo że są w nim tylko kawałki ryby… Pomyślałam sobie ze złością - „Dlaczego stoisko, gdzie króluje żywność ekologiczna jest takie małe i nie przewidziano w nim produktów z rybami?”. Ostatecznie musiał mnie zadowolić ekologiczny pasztet sojowy, na całe szczęście z soi niemodyfikowanej genetycznie;)

Rolnik zamiast supermarketu

Nie można powiedzieć, że nie powinniśmy korzystać ze sklepów... Dzięki nim zwiększył się komfort naszego życia i nie musimy (o ile mamy pracę i zarabiamy) trząść się, że nie ma czym zapełnić lodówki. Warto jednak zwracać uwagę, co wkładamy do naszego koszyka. 
 
Żeby samemu produkować jedzenie, trzeba mieć odpowiednie warunki - trochę pola, czas i oczywiście środki finansowe. Mały przydomowy ogródek możemy zagospodarować samodzielnie, większe uprawy jednak wymagają maszyn i ludzi do pomocy. Mieszkając w mieście nie ma się szans na to, by cokolwiek wyprodukować - no chyba, że się ma działkę albo uprawia zioła w doniczkach. 
 
Skąd więc zatem wziąć ekologiczną żywność, skoro zwykle trudno o nią w supermarkecie? Nic nie stoi na przeszkodzie, by kupować świadomie i wspierać tych, którzy produkują jedzenie zdrowe. Ekologiczna żywność, to coś wartego naszej uwagi. Można by rzecz, że skoro sami nie możemy wyprodukować, bo czas i możliwości nam nie pozwalają - zamiast kupić przetworzone jedzenie (które nie wiadomo skąd pochodzi i jak zostało wytworzone), zaopatrujmy się produkty ekologiczne u zaufanych rolników.

Ekologiczna żywność - jak znaleźć rolnika producenta?

Skoro w Warszawie można spotkać rolnika posiadającego własne gospodarstwo, to w każdym innym mieście czy wsi, również jest to możliwe. Warto rozejrzeć się na targach warzywnych, popytać znajomych, poszperać w Internecie. Miejmy tylko świadomość, że sprzedawca warzyw, owoców czy produktów mlecznych to niekoniecznie rolnik-producent. Często jest to tylko osoba, która kupuje produkty na giełdzie i sprzedaje później na stoisku. Jeśli rzeczywiście chcielibyśmy zapewnić sobie dobre jedzenie, warto się rozejrzeć po ulicznych straganach, porozmawiać z osobami, które tam sprzedają, zapytać skąd biorą swoje produkty, czy używają nawozów, pryskają pestycydami. 

Znak zapytaniaPytajmy również o eko-certyfikaty, o które coraz częściej starają się gospodarstwa - producenci jaj, mięsa, przetworów mlecznych, warzyw i owoców. Są one gwarantem humanitarnego podejścia do chowu zwierząt, niestosowania szkodliwych dla nas środków ochrony roślin i nawozów sztucznych.

Jeśli już to się uda, warto umówić się na cotygodniowy odbiór „zapasów”, które wystarczą nam na cały tydzień. Osoby, które bez problemu poruszają się w Internecie, mogą również zdecydować się na zakupy w eko-sklepach internetowych albo zamawiać zdalnie w certyfikowanych gospodarstwach rolnych, poprzez ich strony internetowe. Tak, to też jest już możliwe. Taka forma zakupów pozwala obniżyć koszty, (jest taniej, niż w stacjonarnych sklepach tego typu) - przesyłka bywa często darmowa, wybór bardzo szeroki a ekologiczne produkty kurier przyniesie pod same drzwi. 
 
Na całym świecie powstają internetowe bazy gospodarstw oferujących produkty ekologiczne - warto z nich korzystać. W Polsce również jest coś takiego dostępne m.in. w serwisie Lokalna Żywność. Wystarczy wpisać lokalizację i sprawdzić, jakie gospodarstwo leży najbliżej nas, ewentualnie wybrać w kategoriach produkty, których poszukujemy. Mamy tu również możliwość zlokalizowania certyfikowanych producentów. 
 
Jest to świetny pomysł i miejmy nadzieję, że niedługo powszechną praktyką będzie korzystanie z takich baz lokalnych, ekologicznych producentów żywności.  
 
Cieką inicjatywą są firmy specjalizujące się w dostawach ekologicznej, zdrowej żywności. Jedną z nich jest VEGEBOX, która stworzyła sieć zaufanych producentów - rolników, zajmujących się uprawą metodami naturalnymi warzyw, owoców i ziół. Zamówienia realizowane są w granicach miasta Warszawy, choć Vegeboxy trafiają również czasem do miast podwarszawskich. Klienci składają zamówienie przez Internet, a wybrane produkty są im dostarczane do domu. 
 
„Produkty w VEGEBOX, w których nazwie występuje "EKO" pochodzą wyłącznie od certyfikowanych dostawców, każdy z nich znajduje się na aktualnym certyfikacie danego producenta".  - czytamy na stronie firmy. "Produkty świeże - odbieramy od rolników rano, tego samego dnia, którego dostarczamy je do klientów. Aby zapewnić kontrolę produktu na każdym etapie, my także posiadamy certyfikat w obrocie produktami ekologicznymi. Dzięki systemowi certyfikacji mamy pewność, że rolnik uprawia plony zgodnie z wymogami - między innymi znaczy to, że odbywają się u niego okresowe kontrole. Natomiast pośrednicy dokumentują ilości zakupów i sprzedaży produktów ekologicznych, co zapewnia ścisłą identyfikację źródła ich pochodzenia. Produkty bez dopisku EKO - pochodzą z tych samych gospodarstw ekologicznych, ale z przyczyn formalnych lub niedopatrzenia - nie znalazły się na certyfikacie rolnika / producenta. Dodatkowo asortyment wzbogacony jest o produkty takie jak kasze, mąki, dżemy itp"

Kooperatywy spożywcze

Osoby, którym zależy na zdrowym odżywianiu i obniżeniu kosztów zakupów mogę dołączyć do istniejącej lub założyć własną kooperatywę spożywczą (zrzeszenie grupy osób, które wspólnie dokonują zakupów). W Warszawie działa Warszawska Kooperatywa Spożywcza oraz jej nowy odpowiednik, Mokotowska Kooperatywa Spożywcza. Jak działa kooperatywa spożywcza?

 

pomidor na dłoni

Najlepiej wyjaśniają to twórcy Warszawskiej Kooperatywa Spożywczej, definiując ją jako inicjatywę konsumentów, którzy chcą budować sprawiedliwą, demokratyczną i ekologiczną gospodarkę. Członkowie kooperatywy podkreślają na swojej stronie internetowej - „Chcemy jeść zdrową żywność za sprawiedliwe ceny. Budujemy sieć współpracy producentów i konsumentów, w której celem jest zaspokajanie potrzeb, a nie zysk. Staramy się, aby kupowane przez nas produkty w coraz większym stopniu pochodziły z upraw ekologicznych, spełniały standardy etyczne, omijały pośredników i zachowywały niską cenę. […] W przeciwieństwie do jedzenia z hipermarketu mamy znaczą kontrolę nad jakością i świeżością produktów, które kupujemy. Kooperatywa buduje sieć producentów rolnych, z którymi współpracujemy bezpośrednio, uzyskując wpływ na sposób produkcji i jakość żywności oraz będziemy wstanie utrzymywać stosunkowo niskie ceny. […] Kooperatywa to nie tylko tanie i ekologiczne zakupy - ale także przedsięwzięcie społeczno-polityczne”. 
 
Gdyby ktoś z Was chciał założyć kooperatywę - Warszawskiej Kooperatywa Spożywcza deklaruje swoją pomoc - „Kooperatywę spożywczą może założyć każdy! Wystarczy dosłownie kilka osób - od takiej grupy zaczęła się w styczniu 2010 historia warszawskiej kooperatywy. Potrzebny jest też samochód i miejsce, gdzie kooperatywa będzie się spotykać aby odebrać towar, rozliczyć się i porozmawiać. Czas założyć Kooperatywę w Waszym mieście! Wszystkim chętnym możemy udostępnić Czas założyć Kooperatywę w Waszym mieście! Wszystkim chętnym możemy udostępnić bezpłatnie oprogramowanie, w oparciu o które działa nasz system zamówień (napisz email: adrian.zandberg@gmail.com).” Może warto skorzystać z doświadczenia innych? 

Ekologiczna żywność - szansą na zdrowe życie

Być może dziecko nadal będzie uważało, że jedzenie jest ze sklepu, tylko tym razem internetowego albo targu. Jednak różnica będzie diametralna… Jedzenie śmieciowe, wymienimy na takie, które będzie służyło zachowaniu naszego organizmu w dobrej kondycji, wytworzonemu z poszanowaniem środowiska. Kupując u lokalnych rolników pomagamy nie tylko sobie, ale również naszym dzieciom. Jeśli rolnik dziś będzie miał rynek zbytu, nie zaprzestanie produkcji zdrowej żywności.  Tym samym również przyszłe pokolenia będą miały do niej dostęp w przyszłości. 
 

 

Greenwashing, czyli ekościema wokół nas

$
0
0
Malowanie obrazu

Moda na produkty eko zyskuje na popularności. Zdrowa żywność, przyjazne dla środowiska farby, materiały budowlane czy ubrania kuszą nas coraz bardziej. Eko jest lepsze, zdrowsze i pomaga czynić świat lepszym. Czy na pewno? Wiele firm zna nasze poglądy i tworzy pod to odpowiednio spreparowaną ekościemę!

Coraz więcej osób chce jeść i zaopatrywać się w produkty ekologiczne. Zależy nam, aby to, co codziennie spożywamy było pozbawione chemicznych dodatków, hodowane bez pestycydów i sztucznych nawozów. Przedmioty, którymi się otaczamy mają być przyjazne dla środowiska i dla naszego zdrowia, wytworzone w ramach sprawiedliwej, a nie niewolniczej pracy. Gdy jest popyt rodzi się i podaż - w tym przypadku, niekoniecznie uczciwa.
 
Eko kusi nie tylko konsumentów, ale również firmy, które chcą być za takie uważane. Zdobywanie certyfikatów i przestrzeganie eko-zasad jest żmudne i pracochłonne - zamiast tego wiele firm woli samodzielnie przypiąć sobie „zieloną łatkę”. Przykre i zarazem powodujące złość jest to, że zamiast stosować uczciwe praktyki tworzą one „obrazy” niemające nic wspólnego z prawdą. Raz, że nasz oszukują, dwa - że cierpią na tym wszyscy ci, którzy rzeczywiście oferują pełnowartościowe ekologiczne produkty. Gdy raz natniemy się na eko-oszuta łatwiej nam tą samą miarą oceniać wszystkich. 
 
Ekościema (ang. greenwashing),  to wprowadzanie w błąd konsumentów poprzez wysyłanie im komunikatów/nieprawdziwych informacji na temat „ekologiczności” oferowanych przez daną firmę produktów lub usług. Podkreśla się np. brak negatywnego wpływu czegoś na środowisko, gdy tymczasem jest on tylko niewiele mniejszy od tych, jakie wywierają inne, podobne produkty/usługi. Zdarza się również, że firmy tworzą ekologiczny wizerunek kreując jakiś produkt, jednocześnie w innym obszarze swojej działalności np. niszczą przyrodę, emitują do powietrza trujące substancje, opierają produkcję na niewolniczej pracy mieszkańców państw Trzeciego Świata. Jak wyjaśnia Natalia Ćwik w artykule „Wybielanie za pomocą zielonego” - „celem takiego działania może być uzyskanie tzw. efektu aureoli - firma liczy na to, że „ekologiczny” wizerunek marki automatycznie przełoży się na takie samo postrzeganie całej firmy”.[1]
 

Czym jest greenwashing?

 
Termin greenwashing został stworzony w 1986 roku przez Jay’a Westervelda. Opisał on, jak to w jednym z hoteli proszono gości o rzadszą wymianę ręczników, jako pretekst podając dbanie o środowisk naturalne. Jak się okazało później, chodziło wyłącznie o zaoszczędzenie pieniędzy na praniu.

Greenwashing w praktyce

Narzędziami ekościemy mogą być niejasne lub przejaskrawione teksty reklamowe, niezgodne z rzeczywistością grafiki, filmy, wypowiedzi, hasła itp. Zdarza się, że firmy zmieniają kolorystykę swojej strony internetowej, logo na bardziej „zielone” dosłownie i w przenośni. Listki, wodospady, drzewka, słoneczka itp. do tego odpowiednie hasło i mamy przynajmniej początek eko-wizerunku. 
 
Jak podaje raport firmy TerraChoice z 2010 r. wśród 7 grzechów, jakie najczęściej popełnia greenwashing występują:
 
  • Ukrywanie niekorzystnych cech - sugeruje się, że produkt jest eko w oparciu o wąskie zestawienie atrybutów świadczących o tym. Pomija się kwestie wskazujące np. że w jakimś innym aspekcie ma on negatywny wpływ na środowisko (produkt z papieru nie zawsze jest korzystny dla środowiska, bo w trakcie jego produkcji mogło dojść do grabieżczej wycinki lasu).
  • Brak dowodu - np. produkty rzekomo są naturalne, brak jednak odpowiednich, poświadczających to certyfikatów. 
  • Niejasność - stosuje się  twierdzenia, określenia posiadające tak szerokie znaczenie, że mogą one być źle zrozumiane przez konsumenta np. produkty oznacza się „w 100% naturalne”, podczas gdy wiele naturalnie występujących substancji jest niebezpiecznych (np. arsen, rtęć). "All natural" więc niekoniecznie znaczy "zielony".
  • Nieistotność - np. podkreśla się, że produkty nie mają w swoim składzie jakiejś szkodliwej substancji, gdy tymczasem jest ona od dawna prawnie zakazana i niestosowana.
  • Mniejsze zło - lansowanie produktów typu „ekologiczne papierosy”.
  • Kłamstwa - np. produkty bezprawnie oznakowuje się ekologicznymi certyfikatami i znakami.
  • Kult fałszywej etykiety - np. na produktach umieszcza się specjalne teksty lub grafiki, które sugerują, że zyskały one uznane za eko przez jakąś niezależną organizację lub stowarzyszenie. Jednym zdaniem - oszukuje się klientów. [2]
Zjawisko greenwashingu w Polsce nie jest jeszcze tak nasilone, jak za granicą. Wszystko wskazuje jednak na to, że z czasem będzie przybierało na sile. Produkty eko są droższe, co przekłada się na większe zyski. Wystarczy wylansować coś, jako zdrowe, by jednocześnie więcej zarobić i być postrzeganym w sposób pozytywny. Firma ekologiczna - „to brzmi dumnie”. 
 
Ekościemą może być wszystko, począwszy od produktów spożywczych a skończywszy na samochodach, drogim sprzęcie elektronicznym czy meblach. Nie wierzcie reklamom, nie wrzucajcie do koszyka produktu tylko dlatego, że ma zielone opakowanie czy duży napis eko. Starajcie się sprawdzać, jakie są opinie o danej marce, jaki jest szczegółowy skład danego produkt, zwracajcie uwagę na certyfikaty (czy taki istnieje i czy na pewno produkt go ma) - szczególnie, jeśli decydujecie się drogi zakup. W dobie Internetu wiele rzeczy można sprawdzić i wyszukać, więc korzystajmy z tego.

Nie dajmy się ekościemie

Greenwashing staje się coraz bardziej ekspansywny i zarazem dostrzegalny - żeby z nim walczyć na całym świecie powstają strony indeksujące jego konkretne przypadki. W Polsce dopiero raczkuje serwis www.ekosciema.pl, który za cel stawia sobie sprawdzanie „ które produkty są naprawdę ekologiczne, a które to tylko wynik zabiegów speców od marketingu”. 
 
Nie pozostawajmy bierni - pamiętajmy, że to konsumenci kształtują rynek. Protestujmy, jeśli widzimy, że próbuje się nas oszukiwać reklamami, zielonymi plakatami i wmawianiem, że to był „tylko mały wyciek roby, firma jest przecież eko”. Przypadki greenwashingu można zgłaszać do Rady Reklamy przy pomocy prostego formularza. Wystarczy wejść na stronę http://www.radareklamy.org/formularz-zgloszeniowy-online.htm
 
Spore możliwości negowania greenwashingu dają również media społecznościowe - na profilach marek można zamieszczać pytania odnośnie eko-produktów, prosić o wyjaśnienia lub wyrażać swoje niezadowolenie w przypadku natknięcia się na ekościemę. Nie pozostawajmy bierni, tylko nasza konsekwentna postawa może dać firmom jasny przekaz  „Nie dam się nabić w butelkę, nawet taką zieloną”.
 
Na koniec proponuję obejrzeć muzyczną opowieść o greenwashingu:)
 

 
Przypisy:
1)  Natalia Ćwik, Wybielanie za pomocą zielonego http://www.proto.pl/PR/Pdf/Greenwashing_art_FOB.pdf
2) Greenwashing Report 2010, http://sinsofgreenwashing.org/index35c6.pdf
 
 
W oparciu o:
Magdalena Czaja, Greenwash w Polsce, czyli „zielone kłamstwo” w reklamie, http://www.wirtualnemedia.pl/artykul/greenwash-w-polsce-czyli-zielone-klamstwo-w-reklamie
Greenwashing. 95% zielonych produktów zwodzi konsumentów, http://srodowisko.ekologia.pl/specjalne/Greenwashing-95-zielonych-produktow-zwodzi-kon
Greenwashing Report 2010, http://sinsofgreenwashing.org/index35c6.pdf
Natalia Ćwik, Wybielanie za pomocą zielonego http://www.proto.pl/PR/Pdf/Greenwashing_art_FOB.pdf
Natalia Ćwik, Greenwashing a świadomość ekologiczna konsumentów, http://odpowiedzialnybiznes.pl/pl/baza-wiedzy/publikacje/artykuly/greenwashing-a- swiadomosc-ekologiczna-konsumentow,2762.html
 

Leanwashing –„zdrowe” niezdrowe jedzenie

$
0
0
Dziewczynka z talerzem

"Jedz, będziesz duży i silny” - namawiają rodzice swoje pociechy, zdając sobie sprawę jak ważne jest zdrowe odżywiania dla rozwoju każdego dziecka. Na przekonaniu tym bazują również kampanie reklamowe, starając się pod płaszczykiem „dobra dziecka” przemycić swoje zdrowe, ale tylko z nazwy - produkty.

Słyszeliście kiedyś o czymś takim jak leanwashing? Do niedawna nie miałam pojęcia o istnieniu tego pojęcia i żyłam sobie w błogiej nieświadomości. Jak podaje Pablik.pl - „leanwashing, to zabieg reklamowy (marketingowy), który odnosi się do produktów, które mają nam się wydawać zdrowsze, niż naprawdę są np. dietetyczne jogurty, wzbogacane witaminami soki itd. Proces leanwashingowania opiera się zwykle na utwierdzaniu klienta, konsumenta w tym, że coś jest wyjątkowo zdrowe - zwykle dotyczy to produktów spożywczych. Nazwa doczekała się też polskiego odpowiednika pisanego po prostu: linłoszing”. 

Leanwashing a produkty dla dzieci

Najbardziej kontrowersyjne wydaje mi się stosowanie tego zabiegu przy promowaniu produktów przeznaczonych dla dzieci. Rodzic, zwykle wyczulony na potrzeby dziecka, pragnący przychylić mu nieba, wkładający serce i troskę w pielęgnowanie malucha - zostaje zbombardowany zapewnieniami, które są tylko odpowiednio opracowaną kampanią marketingową. 
 
Wielu z nas nie zastanawia się nad tym, co wkłada do koszyka ślepo wierząc reklamom. Często w głowie nam się nie mieści, że jesteśmy manipulowani, że sprytni marketingowcy odwołują się do naszych instynktów opiekuńczych (w kontekście dzieci) bylebyśmy tylko sobie zakodowali, że dany produkt =  zdrowe dziecko = zadbane dziecko = szczęśliwe dziecko. Miejmy się na baczności, bowiem producenci często gotowi są powiedzieć „wszystko”, byle tylko produkt sprzedać. Smutna to prawda, jednak to, co określa się niejednokrotnie mianem zdrowego jedzenia, często nawet koło takiego nie stało.

Śniadanie daje moc - tylko, jakie śniadanie?

Nic nie działa lepiej na propagowanie produktu, niż sprytne połączenie go z akacją społeczną mającą na celu walkę z jakąś bolączką. Weźmy, jako przykład poruszający nas wszystkich problem związany z niedożywieniem dzieci w Polsce - szczególnie tym, że tak wiele z nich chodzi do szkoły bez śniadania lub ma ono niewłaściwą formę (z powodu biedy rodziców, zaniedbania albo braku świadomości, że to ważne). Jest to niewątpliwie bardo przykre i warto brać udział w działaniach mających poprawić sytuację i los dzieciaków. Ale czy etyczne jest budowanie kampanii społecznych, które w znacznej mierze są kampaniami głównie propagującymi własne produkty? Jeszcze, jeśli produkty te są rzeczywiście wartościowe. Gorzej, gdy wmawia się społeczeństwu, akcja po akcji, że coś jest bardziej zdrowe, niż w rzeczywistości. 

Dziewczynka na placu zabaw

W 2006 roku powstało Partnerstwo dla Zdrowia, czyli koalicja firm Danone, Lubella, Biedronka oraz Instytut Matki i Dziecka. Jako cel działania przyjęto „przeciwdziałanie niedożywieniu dzieci w Polsce oraz propagowanie wśród najmłodszych zdrowych nawyków żywieniowych. Aby realizować swój cel Partnerzy prowadzą działania edukacyjne oraz opracowali pierwszy w Polsce produkt z misją społeczną - Mleczny Start”.  Czym jest Mleczny Start? Jest to kaszka w saszetce, oferowana w kilku smakach, przeznaczona dla dzieci od 3 roku życia i oferowana, jako pomysł na zdrowe śniadanie. Obecnie na rynku pojawiła się również kanapka (coś w rodzaju batonika) - mająca pełnić rolę drugiego śniadania do szkoły.
 
Aktualnie Partnerstwo dla Zdrowia promuje akcję "Śniadanie daje moc" (akcja wystartowała 8 listopada 2011 r.), której warto się przyjrzeć bliżej. 
 
„Śniadanie to najważniejszy posiłek dnia. - czytamy na stronie kampanii - Dzięki niemu nasze dzieci mają energię do nauki, lepiej koncentrują się podczas lekcji i mają siłę do zabawy. To najlepszy start w nowy dzień! Dlatego powstał program edukacyjny: Śniadanie Daje Moc, w którym zachęcamy Was, drodzy Nauczyciele i Rodzicie, do utworzenia w klasach Waszych dzieci Klubów Śniadaniowych oraz do obchodzenia, 8 listopada, Dnia Zdrowego Śniadania. W Klubach Śniadaniowych, w czasie zajęć edukacyjnych, będziecie mogli przekazać najmłodszym cenne informacje, w oparciu o 12 zasad zdrowego odżywiania, o roli prawidłowego żywienia”. Wśród celów programu wymienia się - „Zwiększanie świadomości nt. zdrowego odżywiania i roli śniadania w diecie dziecka. Przyczynianie się (pośrednio) do obniżania poziomu niedożywienia dzieci w Polsce - poprzez edukację. Edukację najmłodszych poprzez zaangażowanie rodziców i nauczycieli w kwestie prawidłowego żywienia dzieci”.
 
Pomysł trzeba przyznać bardzo wartościowy, bo przecież zdrowe jedzenie, zapewnia dziecku dobry rozwój. Warto edukować dzieci i rodziców, uświadamiać i małym i dużym, że jedzenie ma znaczenie i wpływa na stan naszego ciała i umysłu. Martwi mnie tylko jedno w tym przypadku - przy okazji propagowania dobrych idei, daje się ludziom jednocześnie jasny przekaz „Mleczny start jest zdrowy, jest wartościowym posiłkiem - dając go dziecku, zapewniasz mu zdrowie”. Bo jak inaczej interpretować fakt, że ktoś oferuje produkt i jednocześnie działając na rzecz propagowania zdrowia „przemyca” go w swoich akcjach? - Dla wielu jest to jednoznaczne z tym, że ten produkt również musi być zdrowy! Szczególnie, jeśli wśród patronów akcji wymienia się Kuratoria Oświaty i inne organizacje, „strażników” dobra dziecka.

Pokazać problem i rozwiązać problem

Wypowiedzi ekspertów, statystyki na stronach Mleczny start i Śniadanie daje moc - wszystko to podkreśla, jak ważne jest odpowiednie żywienie dzieci, dostarczanie im witamin i składników odżywczych, a szczególnie zadbanie o pierwsze i drugie śniadanie. Nie może to być jednak byle co, ponieważ cytując zamieszczone na stronie wypowiedzi ekspertów - „Produkty żywnościowe polecane w żywieniu dzieci powinny charakteryzować się wysoką wartością odżywczą i jakością zdrowotną. Należy pamiętać o tym by dostarczały dziecku potrzebne do rozwoju białko, witaminy, oraz składniki mineralne np. wapń, żelazo, cynk i magnez”, „Pierwsze śniadanie uważane jest za najważniejszy posiłek w ciągu dnia i obowiązkowy punkt w programie zadań ucznia przed wyjściem do szkoły. Powinno dostarczać dziecku ok. 25% dziennego zapotrzebowania na energię i wybrane składniki odżywcze, które mają wpływ między innymi na mocne kości, odporność i dobrą koncentrację”. 
 
W kontekście drugiego śniadania możemy zaś przeczytać: „Drugie śniadanie jest jednym z najważniejszych elementów w diecie dziecka […] Dlatego każda Super Mama powinna zadbać o to, by dziecko miało w plecaku przygotowane pożywne i pełnowartościowe drugie śniadanie. […] Drugie śniadanie bogate w wapń i magnez pomaga w szybkim myśleniu, co pozwala na sprawne rozwiązywanie szkolnych zadań. Drugie śniadanie bogate w błonnik pozwoli utrzymać prawidłowy poziom glukozy we krwi, a tym samym dostarczy dziecku energii i pozwoli mu się skoncentrować na lekcjach.[…] Dobrze skomponowane drugie śniadanie dostarcza bardzo ważnych dla dziecka witamin z grupy B, wapń, cynk, żelazo”.
 
Na stronie akcji Mleczny Start znajdziecie jeszcze wiele innych, podobnych wypowiedzi ekspertów. Nic by mnie w tym nie zdziwiło, gdyby nie odczucie, że słowa ekspertów pokrywają się całkowicie z eksponowanym właściwościami i składem produktów „Mleczny start”. Porównajcie zresztą sami:
 
Mleczny Start Kaszka […] Kaszka pokrywa 25% dziennego zapotrzebowania dziecka na energię. […] Dodatkowo, specjaliści Instytutu Matki i Dziecka wzbogacili jej formułę o ważne składniki mineralne takie, jak: witamina D i wapń do budowy kości (zawartość witaminy D pokrywa 15%), witamina C i żelazo dla energii na cały dzień,  witamina E i cynk istotne dla odporności, witamina B6 i magnez wspomagające koncentrację".
 
Kaszka Mleczny Start
 
 
Mleczny Start Kanapka - Kanapka Zbożowa […] bez problemu można ją dać dziecku do szkoły, by mogło cieszyć się nią podczas przerwy. Skutecznie doda mu ona energii do nauki i zabawy podczas pierwszej części dnia. Zbożowa Kanapka jest cennym źródłem naturalnego błonnika. Dostarcza także do 25% dziennego zapotrzebowania na następujące witaminy i minerały dobrane przez specjalistów z Instytutu Matki i Dziecka: witamina D i wapń do budowy kości (zawartość witaminy D pokrywa 15%), witamina C i żelazo dla energii na cały dzień, witamina E i cynk istotne dla odporności, witamina B6 i magnez wspomagające koncentrację”.
 
 
 

Przyglądając się temu zestawieniu wypowiedzi ekspertów i opisów produktów, można wysnuć wniosek, że kaszka i kanapka Mleczny start są idealnym rozwiązaniem dla każdego, kto chce zapewnić swojemu dziecku pełnowartościowy i zdrowy posiłek. Nie polecam jednak, aż tak daleko posuniętego optymizmu. 

 

Jak podkreśla Iwona Kibil, analizując skład kaszki Mleczny Start - „Produkt jest przetworzony. Nic, co jest przetworzone nie powinno być promowane, jako zdrowe i odpowiednie dla dzieci. Witamina C jest tu w formie syntetycznej i nie można jej wywyższać nad witaminę C zawartą naturalnie w owocach i warzywach. Jeżeli chodzi o pozostałe minerały i witaminy, to moje zdanie jest następujące: 2 kanapki z pełnoziarnistym chlebem żytnim i kolorową pastą np. z fasoli, pestek dyni i pieczonej papryki czerwonej dostarczą jakieś 4 razy mniej cukrów prostych, 2 razy więcej żelaza, cynku i większej ilości witaminy B6 i magnezu. Witaminę C możemy dostarczyć w postaci świeżego pomidora i np. szczypiorku. Fasola jest także dobrym źródłem wapnia. Poza tym kolorowa pasta jest nie tylko smaczna, ale i chętnie jedzona przez dzieci.
 
Porcja produktu „Mleczny start” nie zawiera ani kwasu foliowego (odpowiedzialnego m.in. za sprawny układ nerwowy, prawidłowy poziom homocysteiny we krwi, a także poziom krwinek czerwonych) ani potasu odpowiedzialnego za gospodarkę wodno-elektrolitową w organizmie i prawidłową pracę serca. W proponowanym przeze mnie śniadaniu jest i potas i całe mnóstwo folianów, znikome ilości tłuszczy nasyconych (w mlecznym starcie jest ich aż 3,7g- to bardzo dużo! W zaleceniach całodzienna dieta powinna zawierać ich poniżej 10% całkowitej energii z tłuszczy). W składzie produktu doszukałam się także utwardzonych tłuszczy roślinnych - zawierają izomery trans nienasyconych kwasów tłuszczowych, powinno się ich unikać. Produkt jest przesłodzony (w gotowym produkcie występuje ponad 3 łyżeczki cukru, do tego jeszcze syrop glukozowy). Truskawki suszone 0,03% zawartości - i to jest akcja promująca zdrowie dziecka?”.
 
Kanapka również okazuje się być niezbyt udanym pomysłem na śniadanie. Jak zauważa Pani Kibil - „Jest to produkt wysoce przetworzone. Nie wiem ile w batoniku jest płatków owsianych i jęczmiennych i jaki jest skład poszczególnych mąk. Jednakże nazwa batonika budzi moje wątpliwości skoro nie podano ilości płatków zbożowych. W zamian za to, są w nim ogromne ilości cukru, tłuszczy nasyconych, substancji E”.

Dobra zła akcja?

Nie twierdzę, że akcja "Śniadanie daje moc" jest sama w sobie zła, ponieważ propagowanie zdrowego żywienia dzieci i dbanie o ich „pełne brzuszki” jest czymś bardzo dobrym. Obawiam się jednak, że jak w przypadku i innych kampanii „Partnerstwo dla Zdrowia”, także i ta ma swoje negatywne, drugie dno - w ostatecznym rozrachunku, jako zdrowy posiłek propaguje bowiem produkty Mleczny Start. Być może stosuje się tu zasadę - „Im częściej coś powtarzamy, tym bardziej prawdziwe się wydaje”. 
 
W przeświadczeniu takim utwierdził mnie również m.in. filmik przedstawiający inną akcję z inicjatywy Partnerstwa dla Zdrowia - "Mleczny Start wspiera Super Mamy". Należy podkreślić, że jej celem było „upowszechnienie wśród mam wiedzy dotyczącej zasad prawidłowego odżywiania dzieci oraz zachęcenie najmłodszych do jedzenia śniadania - najważniejszego posiłku w ciągu dnia". Filmik, przypomina te propagandowe z okresu PRL. Jasno wskazuje na to, że tradycyjne śniadanie (tu jego przedstawicielem jest kanapka - zaznaczam chlebowa, a nie batonikowa) należy odłożyć na bok i zastąpić je kaszką Mleczny start, bo to najsłuszniejsza decyzja. Zobaczcie i przeraźcie się sami.
 

 
Czy tak powinno być, że jedzenie wysoko przetworzone, z dużą ilością cukru kreuje się na coś wyjątkowo wartościowego dla dzieci?

Nabici w kaszkę…

Przykład propagowania kaszek i kanapek Mleczny start pod „przykrywką” lansowanie zdrowego odżywiania, nie jest czymś odosobnionym. Wiele produktów przedstawia się dziś się, jako wyjątkowo zdrowe, pożywne, poprawiające funkcjonowanie organizmu, dostarczające witamin i składników mineralnych - nie tylko w kontekście dzieci. Margaryny, które zaopiekują się naszym sercem, oleje uzupełniające poziom witamin, pełnoziarniste bułki, zrobione przy użyciu odpowiedniego barwnika czy soki, które mają więcej chemii niż owoców - dziś to standard i musimy mieć tą świadomość. Nie wierzcie reklamom na słowo. Pamietajmy, że aktorzy w reklamach przede wszystkim grają. Nie karmmy siebie i swoich dzieci szkodliwym jedzeniem nawet jeśli jakiś ekspert, aktor czy organizacja je zachwalają. Zachowajmy trochę rozsądku i nie dajmy sobie zrobić wody sodowej z mózgu. 
 
 
 
Iwona Kibil - Manager warsztatów kulinarnych "Witalność na talerzu - Gotuj Z Dietetykiem", copywriter, współautorka poradnika o odżywianiu wspomagającym odporność dzieci, który już niebawem się ukaże. Studiuje na Wydziale Nauk o Żywieniu Człowieka (SGGW), specjalizacja dietetyka. Temat pracy inżynierskiej "Znaczenie diety wegańskiej i wegetariańskiej w profilaktyce i leczeniu miażdżycy". Weganka i promotorka zdrowego stylu życia. http://www.facebook.com/Witalnoscnatalerzu
 

W oparciu o - stan na X.2012:

http://www.mlecznystart.pl 
http://www.sniadaniedajemoc.pl
Materiały prasowe akcji

 

 

 

Pakowanie prezentu – ekologicznie i z pomysłem!

$
0
0
Zapakowany prezent

Duży, mały, tani czy drogi - każdy prezent, jeśli się go wręcza bez ciekawego opakowania traci nieco ze swego uroku. Piękne, oryginalne opakowanie, to jak dodanie do podarunku szczypty tajemnicy i radości, chwili magicznego wyczekiwania. Co jest tam w środku? Zegarek, kosmetyk, a może znowu skarpetki?

Przywykliśmy wkładać prezenty do kolorowych torebek - bo to szybciej i bez problemu. Nie ma czasu na ważne sprawy, a co dopiero tracić go na mało istotne pakowanie prezentu. W sumie, co to za różnica, przecież liczy się podarunek... Otoczka nie ma znaczenia... 

Na pierwszy rzut oka może trudno się jej dopatrzeć, a jednak... Wyobraźcie sobie, że ktoś zaprasza Was na obiad. Wiecie, że będą same pyszności... Z niecierpliwością oczekujecie wyznaczonej daty, cieszycie się, wiecie, że to będzie wyjątkowe spotkanie...  Zjawiacie się punktualnie... i co? Pani domu serwuje same pyszności, aż ślinka cieknie... Wszystko byłoby jak w bajce, niestety nikt nie pomyślał o odpowiedniej oprawie tych rarytasów... Nie ma pięknej zastawy, kwiatka na stole, kolorowych serwetek... Jedzenie jest pyszne, ale... Nie ma magii, wyjątkowości tego dnia... Tak samo jest z prezentami... To opakowanie dodaje im niepowtarzalności, świątecznego akcentu...

Pomyślcie sobie, że otrzymujecie prezent od kogoś bliskiego - pięknie opakowany w kolorowe papierki, wstążeczki, z doklejoną szyszką...  Czy to nie zrobi na Was wrażenia? Ktoś poświęcił swój czas i pracę - wiązał, naklejał i przycinał.... Z myślą o Was - o tym, by wywołać uśmiech na waszej twarzy... Wymyślił prezent, kupił go, a później własnoręcznie opakował, ozdobił i nadał "królewski" wygląd. Wszystko po to, byście poczuli się wyjątkowo...  Czyż, to nie jest wspaniałe?

Pakowanie prezentu - ekologicznie też można...

Nie macie pomysłu na ciekawe opakowanie? Można oczywiście kupić gotowe, jednak wystarczy odrobina fantazji i czasu, by zrobić je samemu. Rozejrzyjcie się w domu - stare pudełko po butach lub sprzęcie AGD można pięknie okleić bibułą lub kolorowym papierem. Można wykorzystać gazety i zrobić opakowanie na zasadzie kolażu (wycinając i naklejając na pudełko fragmenty ilustracji). Macie w domu niepotrzebne koraliki, a może w lecie zbieraliście trawy i kwiaty, by je wysuszyć? To też się przyda. Pięknie będą wyglądały również umieszczone na pudełku szyszki, kawałki ciekawych patyczków, fragmenty łańcuszka na choinkę lub małe banieczki, mikołajki, jemioła, serduszka wycięte ze złotka (w zależności od okazji).

 

Pakowanie prezentu

 

Standardowo, gdy mamy coś zapakować - przychodzi nam na myśl "Trzeba kupić papier". Nie musi tak być! Prezent można owinąć w kawałek tapety, która pozostała po remoncie lub skrawki materiału w oryginalne wzory. Jeśli potraficie robić na drutach lub szydełku, możecie sprawić komuś kolorowy woreczek lub skarpetę i do niej włożyć podarunek.

 

Pakowanie prezentów

 

Do pakowania prezentu przyda się wszystko - kolorowe nitki, włóczki, słomki. Gdyby ktoś wymarzył sobie brokatowy połysk - wystarczy wziąć szklaną bańkę choinkową (najlepiej taką uszkodzoną). Włożyć ją pomiędzy strony w gazecie i uderzyć w to czymś. Następnie wałkiem do ciasta przejechać kilka razy po gazecie, aż z bańki zostanie drobny pył. Powierzchnię, którą chcemy ozdobić smarujemy zwykłym klejem biurowym i sypiemy na nią okruchy z bańki. Przekonajcie się sami, jaki ciekawy efekt można w ten sposób uzyskać:)

 

Pakowanie prezentów

 

Jak jeszcze można opakować prezent i to ekologicznie? Zobaczcie sami. Może któraś z propozycji was zainspiruje:) Powodzenia w eksperymentowaniu.

 

Pakowanie prezentów

 

Pomysły na eko-opakowania na prezenty - fot. i wykonanie - Justina Blakeney Blog

 


Pierzga pszczela – właściwości i zastosowanie

$
0
0
Pszczoła zbiera pyłek

Coraz więcej osób docenia zdrowotne właściwości nie tylko miodu pszczelego, ale także pierzgi pszczelej, czyli pyłku kwiatowego, magazynowanego przesz pszczoły w komórkach plastrów woskowych. Jakie są jej zastosowania?

Pierzga pszczela to niezwykła mieszanka miodu, pyłku oraz mleczka pszczelego. Z tych trzech składników pszczoły ubijają swoistą masę i składają ja w komórkach pszczelich zabezpieczając ją miodem. Właśnie dzięki temu pierzga ulega fermentacji beztlenowej, co zapewnia jej konserwację i łatwiejsze przyswajanie. Tak powstała pierzga jest odporna na oddziaływanie bakterii i grzybów.
 
Pierzga zawiera trochę mniej białka i tłuszczu, co pyłek, ale więcej cukrów. Jest także źródłem witaminy K oraz kwasu mlekowego. Dodatkowym atutem jest fakt lepszego i szybszego przyswajania tych składników przez organizm. Wynika to ze specyficznego sposobu jej powstawania – wspomnianej już wcześniej fermentacji mlekowej.

Pierzga pszczela - zastosowanie

Pierzga pszczela jest dobrze znana i ma szerokie zastosowanie w apiterapii, czyli dziedzinie medycyny naturalnej badającej wpływ wyrobów pszczelich na organizm ludzki.  Pomaga w wielu problemach zdrowotnych:
 
  • wpływa na zwiększenie zwiększenie odporności organizmu
  • ułatwia regenerację organizmu po operacjach i przebytych zawałach
  • wzmacnia układ nerwowy, a tym samym znajduje zastosowanie w leczeniu depresji
  • korzystnie wpływa również na układ pokarmowy  - szczególnie przy wrzodach
  • pomocna jest w leczeniu biegunek i zaparć
  • wzmaga apetyt
  • reguluje przemianę materii
  • zwiększa liczbę czerwonych ciałek we krwi i poziom żelaza (a więc zapobiega wystąpieniu anemii)
  • jest znana z tego, że wzmacnia organizm, dostarcza mu potrzebnych aminokwasów i witamin
  • wspomaga leczenie farmaceutykami – np. w: chorobie wrzodowej żołądka, schorzeniach gruczołu krokowego (prostaty) oraz  leczeniu stanów przedzawałowych, choroby alkoholowej, kataru siennego, astmy itp.
  • jest stosowana w stanach zapalnych jamy ustnej i w okresach silnego narażenia organizmu na bakterie i grzyby
Nie należy tez zapominać o tym, że pierzga pszczela znajduje zastosowanie również w kosmetyce. Przede wszystkim pierzga działa bardzo dobrze na regenerację skóry, poprawia jej elastyczność, likwiduje zmarszczki oraz rozstępy powstałe po intensywnej diecie odchudzającej. Jej wielką zaletą jest również to, że jest lepiej przyswajalna przez organizm niż pyłek kwiatowy.
 
Warto spróbować pierzgi i poznać jej lecznicze działanie!

Jak wygląda pierzga pszczela?

 

 
 
 

Chcesz poczuć wiosnę? Siej rzeżuchę!

$
0
0
Sianie rzeżuchy

Szał przedświątecznych zakupów ogarnął wszystkich, trafiło i na moją mamę. Jako osoba zmotoryzowana musiałam służyć za kierowcę i pomocnika w misji - zakupy w supermarkecie. Na wstępie zaznaczam zawsze, że pomogę przy wypakowywaniu towaru na taśmę przy kasie oraz przy ładowaniu do koszyka zeskanowanych już artykułów, natomiast w samym procederze chodzenia między półkami i w szukaniu produktów nie będę brała udziału.

Tak też było i tym razem - po przejściu bramek, które same przede mną się otwierają ochoczo zapraszając do krainy produktów, skierowałam się prosto na dział ogrodniczy. Nie jest to może raj na ziemi, ale azyl w supermarkecie na pewno. Cel - kupię jakieś nasionka do kolejnego wysiewu (mam hopla na punkcie siania własnych ziół). Przeszukując saszetki z nasionami trafiłam na mój własny (oraz prawdopodobnie siedemdziesięciu procent społeczeństwa) symbol Świąt Wielkiej Nocy z dzieciństwa. Rzeżucha! 

Rzeżucha na pewno może uchodzić za roślinę najprostszą w uprawie - gdyby nie ten fakt, zapewne mama nie powierzyłaby mi jej uprawy, gdy miałam 5 lat. Jedyne, czego potrzebujemy to półmisek, tacka, nawet zwykły talerzyk może być, wata lub lignina, woda oraz nasionka. Watą wyściełamy równomiernie tackę, zraszamy wodą i posypujemy równomiernie nasionkami rzeżuchy tak, aby jedne nie nachodziły na drugie. Staramy się również nie robić pustych miejsc, aby również walory estetyczne były zachowane.

Po co siać rzeżuchę? Powodów jest co najmniej kilka!

1. Nic tak nie cieszy, jak obserwowanie rodzącego się życia. Rzeżucha przez Rzymian była uważana za symbol zdrowia i siły, a dziś, w okresie Świąt Wielkanocnych symbolizuje właśnie odradzające się życie oraz siły witalne. Bądźmy silni więc!
 
2. Z tymi siłami witalnymi to tak nie bez kozery, bowiem pieprzyca siewna (inna nazwa, mniej popularna niż rzeżucha) dostarcza naszemu organizmowi niezbędnych witamin. Kto by pomyślał, że ta malutka roślinka jest tak zasobna w witaminę C, jak sok z cytryny, a poza tym jest bogata w witaminy A, B, PP, K oraz E. Już w dawnych czasach była stosowana jako lek na pasożyty oraz owrzodzenia skóry. Duża zawartość jodu powinna być argumentem do spróbowania jej przez osoby mające problemy z tarczycą. Rzeżucha ma również wiele innych właściwości, które dobrze wpływają na nasz organizm, jednak co tu dużo mówić – najlepiej przekonać się siejąc i jedząc! Warto przy tym pamiętać, aby zachować umiar i nie spożywać więcej, niż kilka łyżeczek na dobę, gdyż przedobrzyć też można. Rzeżucha jedzona w większych ilościach może przyczynić się do problemów z pęcherzem. 
 
3. Idealny dodatek do kanapek, sałatek, past, zup. Moją ulubioną kombinacją jest nieprzekombinowana kanapka z masłem, pomidorem oraz rzeżuchą. Również sama kanapka z masłem i rzeżuchą zachwyca moje podniebienie, może i Wasze podbije?
 
Sianie rzeżuchy
 
4. Ta całoroczna nowalijka to bardzo prosty oraz tani sposób na dostarczenie sobie witamin! Saszetkę z nasionkami znajdziemy w każdym supermarkecie, a cena nie powinna przekroczyć 2 zł. Ja użyłam jednej saszetki do trzech wysiewów. Ekonomicznie! 
 
5. Wiosna! Już każdy z nas wypatruje pierwszych oznak wiosny za oknem, której ani widu ani słychu. Marcowe dni są policzone i kadencja tego niezwykle kapryśnego miesiąca powoli dobiega końca. Ilość dni bezchmurnych można policzyć na palcach jednej ręki, synoptyk rzecze „Proces przebudowy pola barycznego nad północnym Atlantykiem oraz Europą postępować będzie powoli, stąd też i zmiana warunków pogodowych dokonywać się będzie stopniowo, a nie gwałtownie". Powolutku pogoda będzie się zmieniać na tę bardziej wiosenną. Do tych bardziej niecierpliwych powiadam: tęsknisz za wiosną? Siej rzeżuchę! I to nie tylko w okresie Świąt Wielkanocnych, a przez cały rok!
 
 
Tekst i zdjęcia: Marta Widera, www.martawidera.blogspot.com
 

Zioła na balkonie! Warzywa na balkonie! Posiałeś już?

$
0
0
Uprawa ziół na balkonie

Przywykliśmy do tego, że na naszych balkonach królują kwiaty. Wraz z nadejściem wiosny wielu z nas dwoi się i troi, by nadać balkonowej przestrzeni niepowtarzalnego charakteru - kupujemy pelargonie, begonie, wielobarwne petunie... W tym roku czas na zmiany - balkon niech stanie się królestwem warzyw, owoców i ziół!

Nie wyobrażacie sobie tego? To jednak możliwe. Po co kupować, skoro można wyhodować własne zioła czy warzywa na balkonie... Nie wszystkie oczywiście, ale istnieje spore pole do działania... Potraktujcie to jako wielką ogrodniczą przygodę;)

Wielka uprawa na balkonie

Kochacie świeże zioła, chrupiącą sałatę a może na myśl o poziomkach ślinka Wam cieknie? Spójrzcie na Wasz balkon i zastanówcie się, jakie możliwości daje - Jest duży, mały, dobrze nasłoneczniony czy raczej zwykle panuje w nim ceń? Poszczególne zioła i warzywa mają swoje specjalne potrzeby - bez odpowiedniej ilości światła, ciepła nie będą się prawidłowo rozwijać. Decydując się na konkretne rośliny wybierajcie te, których owoce/części rzeczywiście lubicie jeść i które zostaną wykorzystane w kuchni. Jednym zdaniem - najpierw plan, a później działanie:)

Jak może wyglądać taki ogród na balkonie? Spójrzcie na zdjęcia. Robi wrażenia prawda?
 

Zioła i warzywa na balkonie

fot. www.slonecznybalkon.pl

Co można uprawiać na balkonie?

Wychodzisz rano na balon, niczym do swojej małej, prywatnej spiżarni... Przed Tobą ogród, może "ciasny, ale własny". Sięgasz dłonią po... No właśnie... co możesz sobie wyhodować jako dodatek do pysznego posiłku lub jako przekąskę? 

  • Zioła - m.in. melisa, mięta, szałwia, tymianek, rozmaryn, oregano, bazylia.
  • Warzywa - m.in. rzodkiewka, pietruszka, marchew, pomidorki koktajlowe, sałata, ogórki, cebula. 
  • Owoce - m.in. poziomka, truskawka.

Poziomki na balkonie

fot. www.slonecznybalkon.pl

I jak wam się podoba taka perspektywa? Kusząca? Ciekawa? Podejmijcie wyzwanie i już dziś rozpocznijcie wielki projekt - Ogród na balkonie! Nie tylko będziecie mieli okazję wyhodować coś do zjedzenia, ale również pielęgnacja roślin stanie się świetnym sposobem na relaks i odreagowanie codziennego stresu. Miny znajomych, gdy wejdą na wasze małe "balkonowe pole" - bezcenna;)

Zdecydujcie: 

  • co chcecie uprawiać? Poczytajcie i ustalcie, jakie dana roślinka ma potrzeby, i czy Wasz balkon będzie dla niej odpowiednim miejscem. Wybierzcie takie, które będą akurat w tym miejscu dobrze rosły.
  • sadzonki czy nasionka (dostępne w sklepach ogrodniczych i na bazarach)? Jak wolicie? Chcecie wasze roślinki hodować z nasion, a może kupić gotowe sadzonki (wersja dla mniej cierpliwych i przy ograniczonej ilości miejsca)? 

Zakupcie ziemię i odpowiednie doniczki - możecie wybrać piękne np. gliniane, które staną się również ozdobą Waszego balkonu. Ich wielkość powinna być dostosowana do potrzeb roślin, które w niej "zamieszkają". Nie zapomnijcie również, by przestrzegać terminów siewów (zwykle informacja o tym jest dostępna na opakowaniach nasion lub można wyszukać ją w Internecie/zapytać sprzedawcę).

Gliniane doniczki

Siej na zdrowie - warzywa i zioła na balkonie

Na początek, nie próbujcie zakładać wielkiej plantacji - sprawdźcie, czy taka forma spędzania czasu wam odpowiada hodując np. tylko sałatę, wasze ulubione zioła. Dajcie sobie czas, by wprawić się nieco w ogrodnictwie:) Poczytajcie w Internecie, zaopatrzcie się w ciekawy poradnik. Może na starcie wyda Wam się to trudne, z czasem jednak dostrzeżecie, że idzie wam coraz lepiej - roślinki pięknieją w oczach, a frajda z opieki nad nimi, staje się coraz większa. Powodzenia:) 

 

Część prezentowych zdjęć pochodzi ze strony Basi - pasjonatki uprawy warzyw i ziół na balkonie. Słoneczny Balkon to niepowtarzalne źródło inspiracji. Warto z niego czerpać!

Ps. Nie musicie rezygnować z kwiatów na balkonie. Będą pięknie wyglądały wśród pomidorów czy papryki;)

 

Trawnik na szyi? Wiosenny pomysł na biżuterię

$
0
0
Naszyjnik z trawą

Inwencja twórców biżuterii nie zna granic... Nadeszła wiosna, a wraz z nią fala nie tylko ciepłych wiatrów, ale również oryginalnych i kreatywnych pomysłów. Przywykliśmy do tego, że trawnik to mamy pod domem albo w parku... Teraz okazuje się jednak, że można go również nosić na szyi,  uszach lub na dłoni...

Muszę przyznać, że dałam się nabrać... trawa, którą możemy podziwiać w biżuterii tak realistycznie wygląda, że uznałam początkowo, że to naturalne poletka uprawne;)

W rzeczywistości to jednak różne odcienie włókniny odpowiednio skomponowane i przycięte. Jak pisze autorka trawiastych dodatków (MegiArt) - "Trawa, która wygląda "jak żywa" została przeze mnie osobiście "zasiana" pod lupą i uformowana, tak, aby osiągnąć efekt bliski naturze. Trawa jest mocna i elastyczna, specjalnie usztywniona i impregnowana. Nie zaleca się podlewać trawy ;) a mówiąc serio - należy zdejmować biżuterię podczas mycia albo ulewy, gdyż trawa mimo, że zaimpregnowana może ulec uszkodzeniu i zdefasonowaniu".  Nie trzeba podlewać... to niewątpliwie plus. W sumie nie wyobrażam sobie podlewania naszyjnika czy kolczyków;)

Nowe oblicze.... trawnika

Muszę przyznać, że czytając ten opis poprawia mi się humor... Szczególnie, że przypomina mi się zaraz artykuł Precz z trawnikiem - manifest weekendowego lenia. Widać trawnik zaczyna zyskiwać dodatkowe funkcjonalności i zmienia się jego oblicze. A Wy co o tym sądzicie? Podoba się Wam taki pomysł na biżuterię? Wolicie trawnik na szyi czy pod stopami?

 

Oryginalna biżuteria z trawą

Pomysłowa biżuteria z trawą

Fot. MegiArt/DaWanda.pl

 

Jak zrobić krem dla dzieci?

$
0
0
Krem dla dziecka - skadniki

Czy koniecznie krem do pielęgnacji skóry dziecka trzeba kupować? A może warto go samemu zrobić? Przekonajcie się, że to nie jest wcale takie trudne i się opłaca - Ewa z Zielonego Zagonka pokaże nam, jak krok po kroku zrobić lawendowy krem dla dzieci.

Od dwóch lat, co jakiś czas robię swoim dzieciom krem do wszystkiego -  do pupki, buźki czy brzuszka. Uwielbiam robić takie domowe specyfiki. Zaczęłam je wytwarzać, ponieważ kupno organicznego, eko cuda wychodziło 4 razy drożej, niż wymieszanie takiego kremu w domowej kuchni. Sam proces wytwarzania jest banalnie prosty, jednak z racji tego, że nie mam olejku nagietkowego za to mam nadmiar shea butter, spróbujemy go wykorzystać do zrobienia kremu dla moich bąbli.  

Co nam potrzeba, by zrobć krem?

  • Wosk pszczeli 50g
  • Masło shea 125ml (stopione)
  • Oliwa z oliwek 300ml
  • Witamina E pół łyżeczki (w Polsce dostępny pod nazwą Olejek Arganowy)
  • Olejek lawendowy 10 kropli

Jak zrobic krem?

1. Wosk pszczeli, masło shea i oliwe z oliwek wlewamy do słoika.

2. Słoik stawiamy do kąpieli wodnej -  czyli do garczka wlewamy wodę do wysokości 3/4 słoika i na małym ogniu gotujemy. WODA NIE MOŻE DOSTAĆ SIĘ DO KREMU!

3. Kiedy wszystko się ładnie rozpuści dodajemy olejek i witaminę E.

4. Następnie co 15 minut mieszamy widelcem do momentu całkowitego wystudzenia się.

 

Jak zrobić krem dla dzieci

 

 

Naturalny krem dla dzieci

Koszt 20 zł
Ilość: 450ml

 

Bądźcie z nami w KONTAKCIE! Zapraszamy do Sopotu

$
0
0
KONTAKT Festiwal

KONTAKT Festiwal to wydarzenie stworzone z myślą o rodzicach i dzieciach, w trakcie którego odbiorcy będą mogli doświadczyć bliskich spotkań z szeroko rozumianą kulturą i sztuką oraz zainspirować się do odkrywania lepszej jakości życia i kontaktu. Festiwal odbędzie się w dniach 30 maja - 1 czerwca 2013 roku w Zatoce Sztuki w Sopocie.

KONTAKT Festiwal to przestrzeń, w której  rodzice wspólnie z zaproszonymi gośćmi poszukają odpowiedzi na nurtujące pytania, wymienią się doświadczeniami w zakresie wychowania i naturalnego stylu bycia, zainspirują do rozwoju – włączą świadome rodzicielstwo.
 
Program Festiwalu obejmuje cztery strefy: Rozwoju, Relaksu, Slow life oraz Klub Festiwalowy. W przeciągu trzech dni odbędą się w nich liczne warsztaty i spotkania, koncerty muzyczne, wystawa, projekcje, bliskie spotkania z książką, twórcze zajęcia dla dzieci i rodziców, a także Mamuszki - kiermasz produktów eko, hand made i lifestylowych. 
 
Do tworzenia „kontaktowego” programu zaprosiliśmy sprawdzonych prowadzących, ekspertów w swoich dziedzinach, pasjonatów – osoby zainteresowane szerzeniem idei naturalnego podejścia do życia i rodzicielstwa. Jak również artystki i artystów reprezentujących różne dziedziny szeroko rozumianej sztuki, dla których rodzicielstwo i dzieciństwo jest inspiracją.
 
Stąd obecność na Festiwalu min.: Sylwi Chutnik - pisarki, felietonistki, Prezeski Fundacji MaMa, Agnieszki Stein - autorki pierwszej polskiej książki o  Rodzicielstwie Bliskości, Reni Jusis - propagatorki eko-rodzicielstwa, Małgorzaty Boreckiej - Prezeski Stowarzyszenia „Doula”, Joanny Mendeckiej – ekspertki w temacie zdrowego żywienia czy Jarka Żylińskiego - autora bloga o wychowaniu. 
 
Z kolei w ramach wydarzeń towarzyszących będzie można zobaczyć wystawę ilustracji Agaty Królak, posłuchać akustycznego koncertu Meli Koteluk czy Igora Faleckiego i Wojtka Mazolewskiego, a także obejrzeć pokaz ubrań dla dzieci, przygotowany przez młodych polskich projektantów.
 
 
KONTAKT Festiwal w Sopocie
 
 
Aktualne informacje, program: www.kontaktfestiwal.pl
 
Partnerzy strategiczni:
 Miasto Sopot, MCKA Zatoka Sztuki, Studio graficzne Ponad, Agencja eventowa LIVE, TOŁPA.
Partnerzy: BIO WAY, FIOLET.PL, klubyrodzica.info, CYFROWE.PL, Socatots Piłkarskie Maluszki
Sponsorzy: Tymbark, C.H. Osowa, Olympus, Trefl, PAT&RUB sweet by Kinga Rusin
Patroni medialni: Dzielnicarodzica.pl, Ekomama.pl, Eogdziecka.pl, Miesięcznik dla rodziców GaGa oraz portal goGaGa.pl, Hipkiddo.pl, Ladnebebe.pl, Pakamera.pl Qlturka.pl, Magazyn Psychologiczny Sens, StressFree.pl, Magazyn dla dzieci „Świerszczyk”, www.trojmiasto.pl
Organizatorzy: Ósmy Dzień Tygodnia. Pracownia Psychoedukacji, TARAPATY osowski klub mamy i taty
 

Czym usunąć kamień w łazience? Wybierz naturalne sposoby!

$
0
0
Jak usunąć kamień w łazience?

O możliwościach wykorzystania octu pisaliśmy już w jednym z naszych artykułów. Okazuje się jednak, że ma on dużo więcej zastosowań i z powodzeniem może pomóc nam pozbyć się kamienia z trudno dostępnych miejsc w łazience. Ewa z Zielonego Zagonka pokaże nam, jak to zrobić!

Moja woda studzienna nie należy do tych wspaniałych miękkich wód, jest to prędzej draństwo, które natura wymieszała z betonem. Większość z odkamieniaczy w składzie posiada bardzo mocne kwasy, które mają rozpuścić kamień. Jednym z nich jest kwas chlorowodorowy, który jest bardzo żrący. Pomyśl, że jego pozostałości pływają w wannie, kiedy kąpiesz się w niej Ty lub Twoje dziecko. Większość odkamieniaczy ma - jak zwykle w komercyjnych środkach - substancje powierzchniowo czynne, odkażacze i sztuczne perfumy - mocne, aby zamaskować chemię.

Czym usunąć kamień?

Jak dać sobie radę z kamieniem w łazience? To jak zwykle jest proste - oszczędzisz swoje zdrowie i portfel!
 
Kamień w łazience
 
  • Czyścimy metalowe baterie
Namocz szmatkę w roztworze wody i octu 50/50, następnie owiń nią baterię i zostaw na co najmniej godzinę. Następnie szczotką zetrzyj to, co zostało. I już.
 
  • Kamień na dnie brodzika/wanny
Weź 100 ml octu, polej nim kamień, następnie posyp kwaskiem cytrynowym lub polej świeżym sokiem z cytryny, zostaw na noc. Jeśli ilość kamienia jest przerażająca, bardzo prawdopodobnie będzie potrzeba wykonać tą czynność więcej niż jeden raz, ale cierpliwość się opłaci.
 
  • Dysza prysznica
Kamień na dyszy prysznica jest również prosty do usunięcia. Ściągnij dyszę, włóż do garnka, wlej 100ml octu, dodaj 100ml wody i gotuj przez 20 minut.

Łazienka bez kamienia

Kiedy usuniesz już swój „ukochany” kamień pamiętaj, że lepiej jest zapobiegać. Raz na tydzień przetrzyj miejsca najbardziej narażone na kamień szmatką z octem i już. 
 
 

Siemię lniane – poprawi zdrowie i urodę!

$
0
0
Super food - siemię lniane

Jeśli chcecie przekonać się, jak wielką moc mają produkty naturalne - sięgnijcie po siemię lniane. Niewątpliwie należy ono do kategorii superfood, czyli pożywienia, które wyjątkowo dobroczynnie wpływa na stan ludzkiego organizmu. Patrząc na cenę przekonacie się, że za grosze otrzymacie prawdziwą bombę zdrowia i urody!

Każdy, kto się dowie o właściwościach siemienia lnianego, takich jak niebywale wysoka zawartość Omega-3, zdrowego błonnika i wielu minerałów i witamin (w tym witaminy młodości czy wit. E) zazwyczaj prędzej czy później idzie do sklepu i kupuje torebkę tych cudownych ziarenek. Torebka 400 gram to wydatek ok. 5 zł. Jednak po przyniesieniu ich do domu mamy dylemat: jak to stosować? Czy przechowywać w lodówce? Ziarenka spożywać całe czy mielone? Gotowane czy na surowo? Siemię lniane się pije czy się je?
 
Siemię lniane jest oleiste - z nasion wyciska się olej lniany. Jest to jedyny olej, który doktor Max Gerson określił, jako bezpieczny nawet dla pacjentów chorych na ciężkie schorzenia jak np. nowotwory (nie powoduje nawrotów po wyleczeniu), ma on zastosowanie lecznicze w protokołach leczniczych zarówno doktora Gersona, jak i doktor Budwig dla osób chorych na raka.
 
Olej na zimno wyciskany z nasion jest bardzo cenny: należy przechowywać go w lodówce, ma on bardzo krótki termin ważności (kilka tygodni), wolno spożywać go jedynie na zimno (nie nadaje się do smażenia). Olej lniany, gdy stanie się gorzki nie nadaje się już do spożycia, ale nie wyrzucajcie go: przyda się w domu do celów technicznych (konserwacja drewna, naoliwienie skrzypiących zawiasów itd.).
 
  • Kupujemy siemię lniane - całe czy mielone?
Związki zawarte w siemieniu łatwo się utleniają, toteż nie warto kupować siemienia mielonego fabrycznie. Najlepiej kupować siemię w całych ziarenkach i na bieżąco mielić tuż przed spożyciem w zwykłym młynku do kawy. Siemię całe przechowujemy w temperaturze pokojowej w zamkniętym pojemniku. Nie wymaga warunków chłodniczych. Zmielone należy spożyć możliwie szybko, ponieważ zawarte w nim tłuszcze szybko jełczeją,
 
  • W jakiej ilości spożywać siemię lniane?
Jeśli chodzi o dzienne spożycie, to ja czuję się witalnie spożywając 2-3 łyżki mielonego siemienia dziennie. Możecie spożywać na początek nieco mniej, a potem nieco więcej - jest to kwestia indywidualna i zawsze zalecam słuchać swojego organizmu. Dla mnie optymalna ilość to 2-3 łyżki dziennie. Kiedy mój organizm nudzi się siemieniem to nie naciskam - robię przerwę czekając, aż mu się znowu zachce.
 
  • Jaką odmianę siemienia wybrać?
To, że w całych ziarenkach, a nie mielone -  to już wiemy. A co z odmianą? Najbardziej popularne w sprzedaży jest siemię lniane brązowe. Czasem jednak można dostać złociste siemię lniane tzw. budwigowe. Jest ono ponoć bogatsze w składniki aktywne od brązowego i ma moim zdaniem nieco lepszy, bardziej szlachetny smak. Jest jednak nieco od niego droższe. Kiedy tylko jest ono dostępne - wybieram właśnie siemię lniane złociste. Niestety dość trudno je dostać. Najczęściej bywa w sklepach ze zdrową żywnością.
 
  • Jak mielić siemię lniane?
Najlepiej zrobić to tuż przed spożyciem w elektrycznym udarowym młynku do kawy lub mocnym blenderze (typu Vitamix). Jeśli będzie to młynek do kawy - należy  zwrócić uwagę na to, aby nie służył on jednocześnie do mielenia i kawy i siemienia z uwagi na to, iż kawa posiada bardzo silny aromat, którego ciężko się z młynka pozbyć. Wystarczy zatem kupić nawet najtańszy młynek za ok. 25-30 zł byle osobny. Podczas mielenia w młynku udarowym produkty się nagrzewają. Dlatego mielenia siemienia w młynku należy dokonać krótkimi pulsacyjnymi przyciśnięciami guzika, aby nie rozgrzewać cennej zawartości.

Super food - Siemię lniane a zdrowie

Jak spożywać siemię lniane? Na pewno nie polecam jeść ziaren na sucho, ponieważ mogą nam zatkać przewód pokarmowy. Najpierw ziarenka mielimy. Po zmieleniu można sypać je (dosłownie!) gdzie popadnie, co z chęcią czynię każdego dnia! Do porannego musli, do jogurtu, do szejka owocowego, do sosu, do posypania kanapki lub sałatki, do zupy, do pieczenia chleba lub ciasteczek owsianych. Smak siemienia jest tak łagodny i neutralny, że z niczym się nie „gryzie”. Dlatego Twoja rodzina często nawet nie będzie mieć pojęcia, że jada codziennie bardzo zdrowe siemię, na które „tak normalnie” to pewnie spojrzeć, by nawet nie chciała (jakieś dziwne, drobne, mało apetyczne, brązowe ziarenka!?). Siemię lniane możne też pić ,a nie tylko jeść.
 
Kisiel z siemienia dobry na schorzenia! - Gdy dopadnie Cię biegunka dobrym naturalnym remedium jest kisiel z siemienia lnianego, które oprócz Omega-3 i błonnika zawiera więcej lignanów, niż jakakolwiek inna roślina na naszej planecie. Należy 2-3 łyżki siemienia zalać szklanką dobrze ciepłej wody i pozostawić na minimum godzinę, a następnie odcedzić i pić powstały kisiel 2 lub 3 razy dziennie, aż biegunka ustąpi. Natomiast dodatek naturalnego pszczelego miodu do kisielu będzie pomocny przy chorobach górnych dróg oddechowych. Taki kisielek spożywamy wtedy z całymi ziarenkami - nawilży on śluzówki i wzmocni układ immunologiczny, ułatwiając szybki powrót do zdrowia.
 
Siemię lniane zamiast suplementów B12. -  Najlepszym dowodem na to, że siemię nie tylko nie jest toksyczne, ale wręcz leczy, jest antynowotworowa dieta Dr Budwig dzięki której powróciło do zdrowia wielu terminalnych pacjentów, którym tradycyjna medycyna odmówiła już pomocy. Dieta ta jest oparta na mielonym siemieniu i oleju wyciskanym na zimno z ziaren lnu. Siemię nie jest przy tym nigdy podawane samodzielnie, lecz w połączeniu z sokami owocowymi, miodem, owocami lub nabiałem (surowe mleko lub wykonany z niego w domu twaróg), co powoduje, że potencjalnie niebezpieczne reakcje chemiczne nie mają miejsca, a zamiast tego siemię obdarza nas korzyściami zdrowotnymi. Dlaczego tak się dzieje? Otóż Dr Budwig odkryła, że obecny w tkankach (oraz w naszej wątrobie) enzym rodanaza w obecności związków siarki przekształca cyjanki w cyjanokobalaminę czyli witaminę B12. Jest to ważna informacja dla wegan i witarian. Nie musicie przyjmować syntetycznej B12 w tabletkach, spożywajcie zmielone siemię w owocowych sokach lub posypcie nim sałatkę, w której są cebula i czosnek. Wasz organizm sam wyprodukuje B12 w wystarczającej ilości.

Siemię lniane a uroda

Siemię lniane na włosy - Wywar z siemienia to znakomita maseczka na włosy. 2-3 łyżki siemienia (całe ziarenka) zalewamy szklanką wody i gotujemy kilka minut. Powstały preparat odcedzamy i nakładamy na umyte, jeszcze wilgotne włosy. Wmasowujemy i trzymamy taką maseczkę przez 30-40 minut, po czym dokładnie spłukujemy. Maseczkę warto powtarzać przez kilka kolejnych myć głowy. Już po pierwszym użyciu jest różnica, ale po kilku użyciach włosy stają się po prostu boskie: lśniące, puszyste, zdrowe i błyszczące, jak u modelek z reklam szamponu do włosów. Jeśli jednocześnie z maseczką spożywasz siemię mielone codziennie, to włosy również dużo szybciej rosną!
 
Siemię lniane na paznokcie - Jeśli zostanie trochę kisielu warto wlać go do małej miseczki i pomoczyć w nim przez ok. 10-15 minut paznokcie. Po kilku takich zabiegach stają się mocne, twarde, a mam wrażenie jakoby nawet i szybciej rosły - podobnie jak włosy (choć nie mam pewności czy spożywanie siemienia nie przyczyniło się do tego bardziej). Ale jak by nie było, to naprawdę nie warto wydawać pieniędzy na drogie odżywki do paznokci lub zabiegi wzmacniające paznokcie w gabinetach kosmetycznych, skoro ten sam efekt można bardzo tanim kosztem osiągnąć w zaciszu własnego domu. I dużo zdrowiej, bo naturalnie!
 
Powyższa treść pochodzi ze strony www.AkademiaWitalnosci.pl
 
 
* Artykuł nie stanowi  porady medycznej, lekarskiej czy farmaceutycznej. Czytelnik przed podjęciem jakiejkolwiek decyzji co do leczenia, powinien skonsultować się (w zależności od potrzeb) z lekarzem lub farmaceutą.
 

 

Sposób na komary? Zrób spray!

$
0
0
Zioła i cytryna

Bzyczą nam nad głową szukając miejsca, gdzie można się wessać - komary, mimo że takie małe potrafią nieźle uprzykrzyć nam życie. Ranki po ich ugryzieniu swędzą niemiłosiernie, a rozdrapane potrafią trudno się goić. Jak się bronić przed tymi krwiopijcami? Zrób spray według przepisu Ewy z Zielonego Zagonka i odkryj eco sposób na komary!

Wiele komercyjnych środków przeciw komarom, kleszczom i innym insektom zawiera dwuetylotoluamid (DEET) i naprawdę powinniśmy się zastanowić, kiedy sięgamy po produkt go zawierający. Według Duke University Medical Center [1] DEET jest składnikiem, który w wyniku 30 letnich badań nad tym pestycydem pokazał, że może on prowadzić do zaburzeń układu nerwowego. Nie może on być stosowany na noworodkach, oraz absolutnie nie może być konsumowany.

Szczury spryskane DEET w takiej samej proporcji jak ludzie używający spray-ów owadobójczych, miały widoczne problemy z kontrolą i koordynacją mięśni.  Wspominany środek chemiczny, jest zaplanowany do krótkotrwałego i sporadycznego użycia, jeśli jednak mieszkasz na mazurach i komarów Ci dostatek, to omijaj go szerokim łukiem! DEET bardzo dobrze wchłania się w skórę i dostaje się do krwioobiegu dość szybko, a jeszcze szybciej kiedy użyjesz filtra przeciwsłonecznego, który zawiera oksybenzon. DEET, ma bardzo charakterystyczny zapach, dlatego producenci używają sporej dawki syntetycznych perfum, aby go ukryć. DEET pod żadnym pozorem nie powinien być konsumowany, a co z dziećmi w wieku 1 roku, które wszystko wkładają do buzi?

Jak zrobić spray na komary?

Będziesz potrzebować:
  • po garści melisy, mięty i rozmarynu, kocimiętki (kocimiętka jest 10 razy silniejsza w odstraszaniu owadów niż DEET)
  • 1 szklanka wody destylowanej/przegotowanej bądź też ocet jabłkowy (wolę drugą opcję gdyż ocet jabłkowy świetnie wpływa na naszą skórę, łagodzi podrażnienia, zaś zapach szybko mija)
  • 1 cytryna (jeśli używasz wody destylowanej)

Przepis - spray na komary

 

Wykonanie krok po kroku:
  1.  Porwij zioła na małe kawałki (nie używaj metalu do tej czynności) wsyp do słoika i zalej wszystko octem/gorącą wodą.
  2. Jeśli używasz wyłącznie wody, zagotuj ją, zalej nią zioła, zakręć słoik i pozostaw na 30 minut. Pod sam koniec odcedź sok z cytryny oraz zioła, wlej do atomizera i już.
  3. Jeśli używasz octu, pozostaw całą mieszaninę wraz z ziołami na co najmniej tydzień, w ciemnym i chłodnym miejscu, co jakiś czas należy nią wstrząsnąć. Następnie przecedź przez sitko i wlej do atomizera.
 
Spray na komary najlepiej trzymać w lodówce, jeśli używasz wody i cytryny. Natomiast, jeśli wykorzystałaś/eś do przepisu ocet, może on stać minimum pół roku w lodówce lub 3 miesiące poza nią. Używasz jak perfum - czyli na nadgarstki, uszy, pachy i pod kolana. Powtarzaj aplikacje co 1 do 2 godzin.
 
 
[1] DUKE (2004) Duke Pharmacologist Says Animal Studies on DEET’s Brain Effects Warrant Further Testing and Caution in Human Use. Źródło: http://www.dukehealth.org/health_library/news/5500

 

Postaw na Owocowy Rozwój – bo jedzenie ma znaczenie!

$
0
0
Ludzie na plaży

Już w najbliższe wakacje w Zatoce Sztuki w Sopocie ekipa Owocnego Rozwoju ma zamiar ruszyć z inspirującymi warsztatami dla dzieci, które będą się odbywać co tydzień w lipcu i sierpniu. Jest to Projekt mający na celu stworzenie przyjaznej przestrzeni do zabaw i edukacji dla najmłodszych.

Twórcy tego pomysłu stawiają na zdrowie, owoce, rozwój kreatywności i pasji tworzenia. Autorskie bajki, ciekawy program zajęć i zdrowe szejki są ich największymi atutami. Co najważniejsze - chcą, aby warsztaty były całkowicie bezpłatne, w związku z czym postanowili uzbierać fundusze na ich realizację poprzez Crowd Funding, czyli wsparcie społecznościowe. Do tego celu służy im popularny ostatnio portal Polak Potrafi.
 
Owocny Rozwój to bardzo potrzebny projekt we współczesnym świecie, gdzie adresatami reklam żywności typu fast-food i słodyczy są często młodzi ludzie. Według najnowszych badań liczba otyłych dzieci w Polsce z roku na rok wzrasta. Jest to nieunikniony efekt siedzącego stylu życia oraz destrukcyjnej diety. ,,Wierzymy, że edukacja na temat świadomych wyborów konsumenckich może być jednym ze sposobów na rozwiązanie tego problemu - taki jest też cel naszych warsztatów” przekonują Anna Mandrela, Marcin Mosiejko i Piotr Denis koordynatorzy projektu.
 
Twórcy Owocnego Rozwoju chcą zmienić stereotypowe podejście do zdrowego odżywiania, które często jest uważane za drogie, trudne do przygotowania i niesmaczne. Uczestnicy warsztatów dowiedzą się jak w tani i prosty sposób przygotować zdrowe potrawy dla całej  rodziny, które zachwycą swym smakiem każdego łakomczucha. Stawiamy na jak najmniej przetworzone potrawy, których głównymi składnikami są świeże owoce i warzywa. Podczas gdy dzieci będą bawić się i poznawać wartości odżywcze owocowo - warzywnych bohaterów z bajki ,,Vitaminki”, rodzice będą mieć okazję wziąć udział w panelach dyskusyjnych i wykładach na temat zdrowego odżywiania. Owocny Rozwój to wspaniała okazja do twórczego spędzenia czasu nad morzem dla całej rodziny.
 
Jednak, aby projekt się udał niezbędne jest Państwa wsparcie. 
Pieniądze na realizację warsztatów zbieramy na stronie: http://polakpotrafi.pl/projekt/owocny-rozwoj
 
Więcej informacji o Owocnym Rozwoju można znaleźć na naszej stronie:
http://www.owocnyrozwoj.pl
 
 
 
 

 

Jak zrobić domowym sposobem eco krem przeciwzmarszczkowy?

$
0
0
Krem przeciwzmarszczkowy - słoiczek

Większość z nas wciera w siebie przynajmniej jeden krem czy balsam. Bombardowani reklamami, co rusz kupujemy jakiś cudowny specyfik, który ma nam przez długie lata zapewnić młodość i urodę. Dziś Ewa z Zielonego Zagonka opowie nam o „kulcie” młodości i pokaże, jak zrobić krem przeciwzmarszczowy domowym sposobem.

Kobiety wydają na nie setki złotych, co miesiąc wychodzi jakiś rewelacyjny krem na zmarszczki. W końcu kult „młodości” jest rozbuchany do granic możliwości. Ja mówię nie! Nie, dla tej obłudy i swoistego egoizmu, nie dyskredytowaniu kobiet ze zmarszczkami! To, że człowiek się starzeje jest naturalną sprawą, z wiekiem przychodzi mądrość i wiedza (przynajmniej u niektórych). Przez tysiąclecia przemijający czas był synonimem życiowej inteligencji.
 
Mam 28 lat i jak będę mieć 60 będę się cieszyć z każdej zmarszczki spowodowanej uśmiechem i proszę nie ulegajmy presji reklam, MTV i programom śniadaniowym. Człowiek jest piękny od środka, a kilka siwych włosów czy zmarszczek jest jedynie bonusem. Jednak to na nas żerują wielkie korporacje, które promują poprawiane, napięte i pozbawione zmarszczek twarze.
 
Musimy akceptować siebie takimi, jakimi jesteśmy wraz z upływającym czasem. Głównym źródłem młodości jest nasza dieta i sposób życia, bo pomimo, iż będzie nas stać na najdroższe kosmetyki i zabiegi liftingujące, a będziemy jeść fast food i siedzieć cały dzień przed komputerem to one i tak nie zadziałają. Ja osobiście polecam świadomą dietę tzw. „real foods”, gdzie większość produktów wykonujemy sami, a jeśli nie, to wiemy skąd nasze półprodukty, tudzież mięso i warzywa pochodzą, jak zostały wyprodukowane oraz omijanie cukru (chociaż i czasem człowiek ma na niego ochotę), sen i sport chociaż w normalnych ilościach.

Chemia w... kremie

Większość kremów przeciwzmarszczonych, tak jak i wszystkie produkty drogeryjne powstaje w sterylnych warunkach laboratoryjnych, gdzie ludzie w fartuchach starają się syntetycznie odtworzyć witaminy i minerały obecne w naturze. Są one niejednokrotnie bardzo silne w działaniu. Po co jednak tak utrudniać sobie życie i polegać na wiedzy Pani lub Pana „X” oraz dobrej woli firmy „y”, która dla naszej wygody dodaje do kremów mnóstwo konserwantów, aby krem mógł doczekać się na kupującego. Zresztą te kilka parabenów jest bezpieczne i pomogą rozwinąć się naszym komórkom rakowym. Sporo nieokreślonego pochodzenia substancji, które mają utworzyć coś ‘ala perfum. Propylene glycol - substancja toksyczna dla układu nerwowego, powodująca uszkodzenia żołądka i wątroby (Myślisz, że to krem? Tak, ale on jest stworzony, aby dobrze się wchłaniał poprzez skórę, a tamtędy kroobiegiem wędruje sobie powolutku do Twoich organów). Substancje, takie jak Trójetanoloamina, Imidazolidinyl, Hydantoina Diazolidinyl, mocznik są rakotwórcze. Wiele z kosmetyków anty posiada w swoim składzie pochodne ropy, a jak ostrzega uniwersytet w Princeton - ponieważ skóra nie oddycha, możesz sobie zafundować „dojrzały” trądzik.  
 
Większość Pań i Panów, wklepuje te wszystkie mazidła nieświadoma obecności kwasów alfa hydroksylowych. Tak są to kwasy występujące naturalnie w owocach, jednak ponieważ zdzierają one wierzchnią warstwę skóry, wszystkie toksyny zawarte w kremie i w powietrzu mają ułatwiony dostęp do naszego organizmu. Na koniec mamy hit - ludzki hormon wzrostu, który może się w nich znaleźć - przyczynia się do cukrzycy i zespół cieśni nadgarstka. Wklepywać „to” rano i wieczorem... nie dziękuję!

Jak zrobić naturalny krem przeciwzmarszczkowy?

Otrzymujesz ok 1/3 szklanki kremu, która wystarcza na 3 miesiące. Muszę jednak zaznaczyć, że w przepisie jest duża ilość wody, ponieważ nie używamy w nim żadnych sztucznych emulgatorów tylko wosk pszczeli, dlatego też jest normalnym, że czasem na powierzchni kremu możesz znaleźć niewielką ilość wody. Wylewamy ją i po problemie.
 
Krem przeciwzmarszczkowy - etapy wykonania
 
 
Potrzebne składniki:
  • ¼ szklanki naturalnego oleju słonecznika tłoczonego na zimno
  • 2 łyżki oleju rzepakowego, zawiera naturalnie koenzym Q10, ale tylko ten tłoczony powoli, na zimno lub olejku z nagietka lekarskiego  *opcja
  • 2 łyżki stołowe (15g) wosku pszczelego
  • ½ łyżeczki witaminy E
  • 2 łyżki soku z cytryny
  • 150ml wody destylowanej
  • 10 kropli naturalnego olejku cytrynowego
 
Wykonanie:
Umieść oleje i wosk w słoiku. Doprowadź do wrzenia garnek wypełniony do 10cm wodą. Na dno garnka daj szmatkę i połóż na niej słoik z olejami i woskiem, bez zakrywki. Wszystko podgrzewaj do momentu całkowitego rozpuszczenia się wosku, mieszając od czasu do czasu np. patyczkiem do szaszłyków.
Kiedy ściągniesz słoik z ognia dodaj olejek eteryczny i jeszcze raz dobrze wymieszaj. Następnie przelej miksturę do miseczki i poczekaj, jak się delikatnie ochłodzi (czyli wtedy, gdy wkładając palec do substancji nie parzy ona Ciebie).
W międzyczasie podgrzej wodę do temperatury 40 stopni dodaj do niej soku z cytryny.
Przygotuj mikser i zacznij do miski z olejem powoli ciągłym ruchem (nie bardzo powolnym) dolewać wody nieustannie miksując nasz krem ok 10 minut
Włóż krem do słoiczka - następnie do lodówki - tam możesz go przechowywać 3 miesiące.
 
 

Syrop z bzu czarnego – recepta na zdrowie!

$
0
0
Czarny bez - kwiaty

Kwiaty czarnego bzu można zjeść smażąc je w cieście naleśnikowym, jednak to nie jedyna możliwość ich wykorzystania - możecie zrobić z nich pyszny i dobroczynny dla naszego organizmu syrop. Sprawdźmy, jak się za to zabrać i co proponuje Ewa z Zielonego Zagonka.

Bez czarny obecny jest w polskiej medycynie ludowej od wieków, dodatkowo jest jedną z najstarszych roślin medycznych. W wielu kulturach traktowany jako „święty” dziś zapomniany, jak wszystko zresztą. Dawniej na wsiach, ludzie przechodząc koło drzewa czarnego bzu ściągali kapelusze z głowy i się kłaniali. Sadzony był przy kapliczkach, przy domach, kościołach... - wszędzie, ponieważ zabobonnie wierzono w jego „magiczne” moce.

Nie wierzę w magiczne moce... chociaż zawsze trzeba szukać prawdy pośrodku…
 
Kwiaty i owoce bzu czarnego mają działanie przeciwgorączkowe i napotne oraz łagodzą częste zapalenia dróg oddechowych. Napar z kwiatów używa się przy katarze do inhalacji. Dodatkowo jest pomocny przy zwalczaniu anginy oraz zapaleniu jamy ustnej i gardła, a także do okładów w zapaleniu, brzegów powiek i spojówek.
 
Jeśli chcemy wysuszyć kwiaty na zimę: Kwiaty suszy się w cienkich warstwach (najlepiej zawieszając całe kwiatostany na sznurkach) w ciemnych miejscach, gdyż bez czarny łatwo ulega zaparzeniu i ciemnieje.

Jak zrobić syrop z bzu czarnego?

Kwiaty zbiera się w suchą pogodę w kwietniu lub maju, kiedy nie są jeszcze całkowicie rozwinięte.
 
Składniki:
  • 1 kg cukru
  • 4 cytryny
  • 20g kwasku cytrynowego (opcjonalnie)
  • 20-40 baldachów bzu czarnego
  • 1 l wody
 

Syrop z czarnego bzu - przepis

 

Wykonanie:
  1. Rozłóż kwiaty bzu na papierze (najlepiej na zewnątrz, aby pozbyć się robaczków).
  2. Sparzamy cytrynę i kroimy w paski, wkładamy do słoja wraz z bzem.
  3. Wodę zagotowujemy wraz z cukrem i kwaskiem cytrynowym (jeśli go używamy).
  4. W międzyczasie oddzielamy kwiaty od gałązek, najlepiej nad garnczkiem z gotującą się wodą lub słojem, w którym mają się potem znajdować, aby nie stracić cennego pyłku kwiatowego. 
  5. Wszystko zalewamy syropem i odstawiamy na 3 dni.
  6. Po tym czasie, odcedzamy i przelewamy sok do butelek, słoików. Pasteryzujemy przez 15minut. Po otwarciu przechowujemy w lodówce.
 
 
Od Redakcji: Wypróbujcie również wspomniany już przepis na kwiaty czarnego bzu w cieście naleśnikowym:) Smacznego!
 
 
* Artykuł nie stanowi  porady medycznej, lekarskiej czy farmaceutycznej. Czytelnik przed podjęciem jakiejkolwiek decyzji co do leczenia, powinien skonsultować się (w zależności od potrzeb) z lekarzem lub farmaceutą.
 
Viewing all 173 articles
Browse latest View live